Wczoraj nad ranem polskiego czasu Phelps przeszedł, a właściwie wpłynął do historii - zdobywając dziesiąty, a wkrótce potem jedenasty złoty medal w karierze został olimpijczykiem wszech czasów.
Dotychczas w dziejach olimpizmu szczytowym osiągnięciem było 9 złotych medali. Zgromadzenie tylu krążków wcześniej udało się czterem sportowcom. Tę darzoną szczególnym szacunkiem grupę otwierał fiński biegacz z lat 20-tych Paavo Nurmi. Cztery dekady później dołączyła do niego rosyjska gimnastyczka Larysa Łatynina, potem amerykański pływak pływak Mark Spitz, a wreszcie bohater igrzysk w Los Angeles, Carl Lewis.
Phelps wszedł do elity we wtorek, w środę napisał nowy rozdział historii. I wcale nie zamierza się na tym zatrzymać. Dla chłopaka nazywanego "Pociskiem z Baltimore" tytuł olimpijczyka wszech czasów to za mało. On na igrzyskach w Pekinie zamierza zostać pływakiem wszechczasów. W Atenach zdobył sześć złotych i dwa brązowe medale. W Pekinie ma przyćmić wielki wyczyn Marka Spitza z Monachium z 1972 roku, czyli siedem złotych medali na jednych igrzyskach. Spitz wygrał wtedy wszystkie konkurencja w których startował, w każdej ustanawiając rekord świata. Phelps zamierza wygrać osiem razy.
Sądząc po łatwości z jaką czyni to dotychczas, już można wyobrazić go sobie z ośmioma krążkami na szyi. "Mam w baku jeszcze całkiem sporo paliwa" - zapewniał wczoraj po zdobyciu piątego złotego medalu. Rano zmiażdżył rywali (m.in. Pawła Korzeniowskiego) w wyścigu na 200 metrów motylkiem, po czym zdradził, że przez cały czas przeciekały mu okulary. Dlatego pobił swój własny rekord świata tylko o sześć setnych, a nie o całą sekundę, jak planował.
Godzinę później popłynął w sztafecie 4x200 metrów stylem dowolnym. Tam Amerykanie właściwie nie ścigali się z nikim. Phelps nadał tempo. Na drugiej zmianie zielona linia komputerowo nałożona na ekran telewizyjny pokazywała, że Rosjanin Jewgienij Łagunow płynął w tempie rekordu świata. Dwie długości ciała przed nim płynął kolega Phelpsa, Ryan Lochte. Amerykanie po raz pierwszy w historii złamali barierę siedmiu minut.
Drużyna USA dzieli i rządzi na olimpijskim basenie. Rzadko odbywają się dekoracje bez przynajmniej jednego zawodnika ze Stanów Zjednoczonych. W klasyfikacji konkurencji pływackich prowadzą z 18 medalami, przed Australią, która do wczoraj zdobyła połowę tej liczby trofeów. Ale nawet na tle tej niesamowitej ekipy Phelps to prawdziwy fenomen - pisze DZIENNIK.
Jeszcze przed igrzyskami dziennikarz "New York Timesa" obserwując go napisał: "Kiedy inni walczą ze zmęczeniem i popełniają błędy techniczne, Phelps wygląda jakby płynął z górki".
Po ostatnim wyścigu swoje wytłumaczenie tego zjawiska znalazł jeden z jego rywali. "On nie jest z innej planety. On jest z przyszłości" - powiedział brytyjski specjalista od stylu dowolnego, Simon Burnett. Obserwując Phelpsa na lądzie i w wodzie można dojść do wniosku, że on urodził się, żeby pływać. Specjaliści wskazują na niezwykłe proporcje jego ciała. Szeroka klatka piersiowa i wąska talia, jak u każdego pływaka, jest efektem specjalistycznego treningu. Ale ramiona sięgające niemal kolan, jakby stworzone do rozgarniania wody, to cecha wrodzona. Podobnie jak wyjątkowo długi tułów (źródło mocy pływaków) i nogi, które mogłyby należeć do znacznie niższego człowieka. Phelps ma także naturalne płetwy - stopy o rozmiarze 49.
"Nigdy nie widziałem kogoś innego tak zbudowanego. Pływanie to jego przeznaczenie" - mówił Bob Bowman, trener, do którego Phelps trafił, gdy miał 11 lat. Szkoleniowiec z miejsca zorientował się, że takiej klasy zawodnik może trafić mu się raz w życiu. Od tej pory ma niemal pełną kontrolę nad każdym aspektem życia podopiecznego, tym bardziej, że małżeństwo rodziców chłopaka wcześnie się rozpadło. Trener nazywa Michaela człowiekiem, który wiele podróżował, ale niewiele doświadczył - poza środowiskiem, które zna najlepiej, czyli wodą.
Jest jeszcze wiele cech, które go wyróżniają. Choćby niezwykle elastyczne stawy. Efektem jest płynność ruchów w wodzie i lekki brak stabilności na lądzie. Sam Phelps nazywa się najbardziej niezdarną osobą na świecie. Podobno trener dawno przestał wymagać od niego biegania, bo potykał się i przewracał alarmująco często. Za to w wodzie czuje się jak ryba. I tak jak ona prawie się nie męczy.
Obliczono, że w trakcie igrzysk w Pekinie, wszystkich rozgrzewek, eliminacji, półfinałów i finałów, Phelps spędzi w wodzie czas, w którym mógłby przebiec 8-9 maratonów. Właśnie wytrzymałość jest najbardziej niezwykłą cechą tego pływaka. Zbadano, że jego organizm produkuje wyjątkowo mało kwasu mlekowego, który odpowiada za efekt zmęczenia. Kiedy jednego dnia bierze udział w kilku konkurencjach, jego kwas mlekowy wyprodukowany podczas pierwszych wyścigów ulega rozkładowi w trakcie kolejnych. Dlatego na ostatnich metrach potrafi w tak niewiarygodny sposób zostawić za sobą rywali.
O szósty złoty medal w Pekinie Phelps będzie walczył w piątek.