31-letni Babiloński od wiele miesięcy organizował historyczny przyjazd Tysona, najmłodszego w historii zawodowego mistrza świata wagi ciężkiej. "Żelazny Mike" miał uświetnić swą obecnością 16 września galę na warszawskim Torwarze. Niewiele ponad dwa tygodnie przed imprezą poinformował, że jednak do Polski nie zawita.

Reklama

"W dwóch transzach, zgodnie z kontraktem, wpłaciłem 50 tysięcy dolarów. Pieniądze przelałem na konto menedżera Tysona Carla Holnessa, z którym podpisałem umowę. Do tego zapłaciłem 28 tys. złotych za dwa bilety lotnicze z Las Vegas i kolejne dwa z Londynu. Niestety, mimo wielokrotnych prób nie udało mi się nawiązania kontaktu telefonicznego bądź mailowego z Holnessem. Jakby zapadł się pod ziemię, rozpłynął w powietrzu... We wtorek składam pozew do sądu o zwrot 60 tys. USD - honorarium plus bilety" - powiedział szef zawodowej grupy Babilon Promotion.

Babiloński, prywatnie szwagier mistrza świata federacji WBC w wadze junior ciężkiej Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka, swoje straty ocenia łącznie na 80 tys. dol. "Kiedy okazało się, że Tyson się wycofuje, ze sponsorowania zrezygnowało kilka firm. Zawiedzeni byli też kibice, jeden z nich specjalnie dla Amerykanina wykonał identyczne tatuaże na twarzy" - dodał.

30 sierpnia podczas konferencji prasowej w Warszawie Holness w imieniu Tysona przeprosił Babilońskiego i fanów. "Tego dnia, w obecności mecenasa, podpisał zobowiązanie do zwrotu w ciągu siedmiu dni wszystkich pieniędzy. Rozmawialiśmy nawet o kolejnym, marcowym (2012) terminie przyjazdu Tysona..." - stwierdził Babiloński.

Tomaszowi Babilońskiemu udało się jednak uratować galę, "ściągnął" z Jamajki via Miami inną gwiazdę profesjonalnych ringów - Lennoksa Lewisa (były mistrz świata kategorii ciężkiej). "Kosztowało mnie to wiele kolejnych pieniędzy, nie mówiąc o zdrowiu, stresie, nieprzespanych nocach" - zakończył promotor.