Janik to dwukrotny mistrz świata federacji IBO i WBC. Fachowcy wróżyli mu wielką karierę. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Wszystko przez używki.
Pięściarz miał trudne dzieciństwo. W domu często brakowało jedzenia. By pomagać matce bił się za pieniądze. Od tego zaczęła się jego przygoda z boksem.
Gdy podpisał pierwszy zawodowy kontrakt i zaczął wygrywać walki pojawiły się pierwsze większe pieniądze. Niestety Janikowi brakowało wzorca. Nie mógł być nim ojciec alkoholik.
Pieniądze miały odmienić życie boksera na lepsze, a stały się przyczyną upadku. Pięściarzowi do głowy "uderzyła sodówka". Pojawiły się używki i złe towarzystwo. Sportowy tryb życia zastąpiły narkotyki, alkohol i imprezy. Wszystko wyglądało jak z teledysku u Snoop Dogga. Bawili się ze mną aktorzy, ludzie znani z mediów, prezenterki telewizyjne. Wydawało mi się, że kokaina to narkotyk dla elit, a to takie samo badziewie jak każda inna używka. Na początku wciągałem dwie kreski, później pięć. Z czasem i worek koksu nie wystarczał. (...) Ćpałem i piłem 36 godzin. Byłem największym łajdakiem, jakiego znałem - opisuje Janik w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Taki styl życia sprowadził pięściarza na samo dno. Przeżył śmierć kliniczną. To był punkt zwrotny. Janik nawrócił się. Zrozumiałem, że jest coś więcej niż to, co dostrzegam oczami. Zacząłem szukać Boga. Przez pół roku dwa razy dziennie medytowałem, ale nic mi to nie dawało. Zrozumiałem, że nie tędy droga do Boga - mówi na łamach WP Sportowe Fakty bokser, który obecnie pracuje jako dostawca jedzenia w Warszawie.