Bernie Ecclestone, właściciel praw komercyjnych i nieformalny władca w F1, może zacierać ręce - od lat na świecie nie czekano na otwarcie sezonu z taką niecierpliwością. On i inne prominentne postacie tego sportu zrobiły wiele, żeby obronną ręką wyjść z kryzysu. Wiele wskazuje, że im się uda. Odpłynięcie kapitału kilku producent samochodów, które mogło oznaczać koniec tego sportu, jakimś cudem tchnęło w niego nowe życie. Gdyby bolid Hondy nadal brał udział w rywalizacji, być może nigdy nie doszłoby do powrotu Michaela Schumachera. Szef Hondy Ross Brawn w jeden sezon nie obrócił bankruta w mistrzowski Brawn GP, co zainspirowało Mercedesa do stworzenia niemieckiego dream teamu. Za kierownicą musiał usiąść Schumacher. "Czuję się jak dziecko czekające na gwiazdkę" - mówił w Bahrajnie siedmiokrotny mistrz świata, który ostatni raz ścigał się w 2006 roku.
Mówi się, że upłynie kilka wyścigów, zanim Niemiec zacznie wygrywać, ale jego powrót w "srebrnej strzale" mercedesa to magnes dla kibiców. Chcą zobaczyć, jak legenda wypadnie w pierwszej konfrontacji z młodymi wilkami - Sebastianem Vettelem z Red Bulla, który o włos nie został mistrzem w zeszłym roku i dorobił się przydomka Mały Schumacher, czy z cudownym dzieckiem McLarena, mistrzem z 2008 roku Lewisem Hamiltonem.
Jeśli o czymś pisze się równie dużo, to o sytuacji w McLarenie, brytyjskim dream teamie. Pierwszy raz w historii ramię w ramię pojadą dwaj mistrzowie - Hamilton i Jenson Button (zdobył tytuł w Brawnie). Który będzie grał pierwsze skrzypce? Hamilton jako debiutant w 2007 roku nie dogadał się z Fernando Alonso. Komentatorzy robią zakłady, kiedy wybuchnie pierwsza kłótnia. Gdy tylko Button zorientuje się, że dołączył do teamu Hamilton - twierdzą jedni. Zaraz o nich usłyszymy, ale do żadnej nie dojdzie - piszą inni, sugerując sprytny chwyt marketingowy.
czytaj dalej
Jeśli chodzi o typowanie faworyta, sytuacja od dawna nie była tak otwarta - szanse daje się czterem teamom (McLaren, Mercedes, Red Bull i Ferrari) i aż sześciu kierowcom (wszystkim wyżej wymienionym).
To będzie sezon pod hasłem zmian, tylko dwa teamy pojadą w niezmienionym składzie. Zmienią się też zasady. Samochody ruszą do wyścigu o 100 kg cięższe, bo pełne paliwa - tankowanie w trakcie będzie zabronione. Bardziej od szybkości może się liczyć ekonomiczny silnik, oszczędzanie gum i czasu w pit stopie (niektórzy schodzą do 2 sekund).
Renault Roberta Kubicy nie będzie otwierać stawki - komentatorzy życzą mu występów ostatniej serii kwalifikacji (najlepsza dziesiątka) i przewodzenia grupie średniaków. Z pewnością jednak na torze solidnie przetrzepie skórę koledze z teamu, Witalijowi Pietrowowi. Pozycji rosyjskiego debiutanta nie poprawi ani potęga rządowych pieniędzy (decyzją Władymira Putina państwowa Łada zainwestowała w team 5 milionów euro), ani wizerunek Kremla na kasku.