"Uprawiam taki seks od 45 lat, zawsze byłem niezwykle ostrożny i nigdy nie dałem się złapać" - mówił Mosley w rozmowie z dziennikarką gazety „The Guardian”.
Nigdy, aż do marca tego roku, kiedy brytyjski tabloid „News of the World” wydrukował bogato ilustrowany artykuł pod tytułem „Nazistowska orgia szefa F1 z pięcioma prostytutkami”. Cały świat zobaczył, jak nagi mężczyzna wymierza, albo też przyjmuje klapsy. Po tym wszystkim Mosley z powodzeniem mógłby konkurować o miano najbardziej skompromitowanej osoby publicznej.
Szef FIA nie poddał się. Nie tylko nie wycofał się z działalności biznesowej, ale podał gazetę do sądu za naruszenie prywatności. Najbardziej zabolało go jednak powiązanie erotycznej maskarady z rzekomymi wątkami faszystowskimi.
"Nigdy nawet o czymś takim nie pomyślałem, to byłoby dla mnie przeciwieństwem erotyki" - mówił szef FIA, syn Oswalda Mosleya, kiedyś prominentnego brytyjskiego działacza ruchu faszystowskiego i zafascynowanej Hitlerem arystokratki Diany Mitford. Okazało się, że tak naprawdę Mosley razem z przyjaciółkami bawił się w areszt. "Ona była oficerem Smith, a ja panem Barnesem" -przyznał. Do tego jeszcze jedna z kobiet była Niemką. Zdaniem Mosleya jakakolwiek nazistowska wzmianka śmiertelnie by ją obraziła.
Po przeanalizowaniu wszystkich szczegółów orgii sędzia przyznał mu rację i odszkodowanie za straty moralne w wysokości 60 tysięcy funtów. Mimo wygranego procesu Mosley nie może czuć się zwycięzcą w całej sytuacji. Nawet jeśli jego poślubiona 48 lat temu żona nie zdecydowała się go opuścić, a dwaj dorośli synowie nie odwrócili się od niego. Reputacji Mosleya nic nie uratuje, jemu samemu pozostała zaś tylko rozbrajająca szczerość.
W wywiadzie przyznał, że nie od razu rozpoznał, z której sadomasochistycznej sesji pochodziły zdjęcia. Z tymi kobietami spotykał się regularnie od kilku lat, zaprotestował, by nazywać je prostytutkami. „Są inteligentne i wykształcone, jedna nawet prawie zrobiła doktorat”. Zapłacił im za spotkanie w wynajętym mieszkaniu w londyńskiej dzielnicy Chelsea, ale zdarzało im się widywać tylko dla przyjemności. Scenariusz zabawy został zaproponowany przez panie, Mosley uważał, że jest dość nudny, ale nie chciał przerywać, żeby nie być nieuprzejmym. Dla niego najważniejsze było to, by czasami on był stroną podległa, a czasami dominującą. "Każdemu, kto nie bierze w tym udziału, może to wydawać się absurdalne, ale właśnie tak to działa" - tłumaczył.
Mosley postanowił walczyć o swoje w imię zasady, że ludzie mogą robić to, co im się podoba, o ile nie łamią prawa i nie krzywdzą innych. Jego zdaniem nie ma powodu, aby rezygnował ze swojej funkcji tylko dlatego, że jego życie seksualne nie jest takie samo, jak życie seksualne większości. Właśnie tego chciałby ktoś z kręgu sportów motorowych, kto rzekomo sprowokował cały skandal. "Mam tylko mgliste przypuszczenia, kto to może być" - mówił Mosley. W rozwiązaniu zagadki ma mu pomóc wynajęta agencja detektywistyczna. Natychmiast po wybuchu skandalu Mosley zarządził w FIA głosowanie nad forum zaufania dla siebie - delegaci opowiedzieli się za pozostawieniem swojego szefa na stanowisku. Podobne zdanie ma cieszący się wielką władzą w F1 Bernie Ecclestone (początkowo uważał, że Mosley powinien ustąpić, ale zmienił zdanie). Kadencja Mosleya kończy się w 2009 roku. "Wszyscy mówią mi, żebym kontynuował, ale może po prostu są mili" - twierdzi szef FIA.
Mosley wniósł sprawy o zniesławienie także do sądów w Niemczech, Włoszech i Francji. Procesuje się z brytyjskim rządem w trybunale praw człowieka w Strasburgu. Chciałby stworzyć nowe prawo, w świetle którego wydawcy gazet przed kompromitująca publikacją mieliby obowiązek skontaktowania się z osobą, której ona dotyczy.