W Monte Carlo triumfował Niemiec Sebastian Vettel, drugie miejsce zajął Fin Kimi Raikkonen (obaj Ferrari), a na trzeciej pozycji uplasował się Australijczyk Daniel Ricciardo z Red Bulla.
Team Ferrari odniósł pierwsze zwycięstwo w Monte Carlo od... 2001 roku, gdy na tym torze triumfował Niemiec Michael Schumacher.
Vettel umocnił się na pozycji lidera cyklu, ma już 25 pkt przewagi na drugim Brytyjczykiem Lewisem Hamiltonem z Mercedesa, który uplasował się na 7. pozycji.
Przed weekendem w Monako z 64 wyścigów F1, jakie zostały rozegrane od początku sezonu 2014, gdy wprowadzono nowe, turbodoładowane, hybrydowe silniki V6 o pojemności 1,6 litra, niemiecki zespół wygrał 54. W tym roku z sześciu eliminacji, w trzech najszybszy był Vettel, dwie wygrał Hamilton, a jedną drugi kierowca ekipy Mercedesa Fin Valtteri Bottas.
"W Monte Ferrari zasłużyło na wygraną, mieli najszybszy samochód" - dodał Wolff. Austriak jest jednak przekonany, że druga połowa sezonu będzie należała do jego teamu.
"My od początku tego roku mieliśmy trochę problemów z oponami, dopiero teraz powoli wszystko się normuje. Wpływ na nasze wyniki na pewno miała także zmiana personalna w ekipie po odejściu Nico Rosberga. Bottas to świetny kierowca, ale musiał się u nas zaaklimatyzować. Sądzę, że potrzebujemy jeszcze jednego wyścigu, aby wszystko wróciło do normy" - uważa Wolff.
Jego zdaniem aktualna przewaga w klasyfikacji generalnej 25 pkt Vettela nad Hamiltonem, nie będzie miała żadnego wpływu na końcowe rezultaty sezonu 2017.
"Wystarczy jedna +wpadka+, np. awaria silnika w Ferrari i walka zacznie się od zera. Nie ma żadnych powodów do obaw" - zakończył Wolff, którego optymizmu nie podziela jednak w pełni szef sportowy zespołu Niki Lauda. Jego zdaniem, inżynierów Mercedesa czeka teraz bardzo poważne zadanie, bowiem muszą zniwelować rosnącą przewagę techniczną Ferrari.
"Włosi mają chyba znacznie poprawiony silnik. Może być coraz trudniej z nimi wygrywać" - uważa Lauda.
Kolejna 7. runda mistrzostw świata - Grand Prix Kanady odbędzie 11 czerwca.