Jest Pan bliski spełnienia marzenia, jakim jest podium Dakaru. Zaczyna pan w to wierzyć?
Nie chcę zapeszać. Zostało jeszcze parę dni i nie wiadomo, co może się stać. Kiedyś w Hiszpanii przegrałem rajd 100 metrów przed metą. Uderzyłem w skałę, rozbiłem quada i nie ukończyłem. To się zdarza, dlatego trzeba być czujnym do samej mety. Te sprzęty też już tyle przeszły, że wszystko jest możliwe.

Reklama

Czyli w końcówce będzie pan jechał ostrożniej, bez ryzyka?
Bardzo chcę dowieźć to trzecie miejsce. Prowadzącą dwójkę raczej ciężko będzie dogonić, dlatego na pewno nie będę nadmiernie ryzykować. Jadę swoje i co będzie, to będzie. Postaram się kontrolować sytuację. Jeśli nic się nie wydarzy przy sprzęcie, to nie powinienem tego oddać.

Zapowiadał pan atak od startu, tymczasem przez pierwszy tydzień nie należał pan do ścisłej czołówki. Co się stało?
To prawda, rajd się kończy, a ja się zaczynam rozjeżdżać. Powodów jest kilka: nowy quad, problemy z elektryką, niedopasowane ustawienia. Trenowałem bardzo podobnym quadem, ale jednak nie jeden do jednego. Są nowe zbiorniki i trochę inna konstrukcja. Codziennie wprowadzamy jakąś korektę zawieszenia, bo ten quad jest lżejszy i te ustawienia, które przygotowaliśmy się nie sprawdziły. Próbowaliśmy je na poligonie w Drawsku Pomorskim, i o ile piach jest podobny, to kamienie tutaj strasznie mi na początku wybiły ręce. Teraz dopiero odżywają, gdy zawieszenie zostało dobrze ustawione. Lepiej późno niż wcale.

Reklama

Wystartowało 20 quadów, teraz jedzie połowa, a do mety dotrze pewnie jeszcze mniej. Czy to nie schyłkowa klasa?
Kiedyś startowało więcej quadów. Dużo osób się poprzesiadało na motocykle czy na pojazdy rozrastającej się klasy UTV. Quad jest o tyle ciężki do jazdy, że nie wybiera dziur tak jak motocykl. Jest droższy w serwisowaniu. Ale tak naprawdę ta dziesiątka, która tu została, to są bardzo doświadczeni zawodnicy i każdy mógłby wygrać ten rajd. Nie ma tak jak w motocyklach, że ileś tam osób jedzie po to, aby dojechać. Tutaj każdy jedzie po zwycięstwo.

Reklama

A pan nie myśli o zmianie klasy?
Przyszłościowo tak. Patrzę w stronę UTV. Kiedyś jechałem takim pojazdem w Maroku i była taka śmieszna sytuacja, że mój pilot został na ostatnim odcinku wysadzony z pojazdu, bo nie miał odpowiedniego kasku. Wystartowałem z trzyminutową stratą do reszty stawki. Po dwudziestym kilometrze byłem trzeci. Cały odcinek 70 kilometrów jechałem za Nasserem Al-Attiyah i utrzymywałem jego tempo, a przecież sam musiałem nawigować. Prognoza fajna, poczułem zew i wiem, że mi to wychodzi.

Czyli w przyszłym Rajdzie Dakar Kamil Wiśniewski pojedzie w „polskiej” klasie UTV?
Jak będę spełnionym quadowcem, to pomyślę o przesiadce. A będę nim wtedy, gdy wygram Rajd Dakar. Wiem, że to możliwe, bo mój sprzęt nie odbiega technicznie od czołówki. Więc przyszły rok raczej odpada.