Na czwartkowym i piątkowym etapie samochody i ciężarówki zamieniły się odcinkami specjalnymi z motocyklami i quadami. Dlatego startujący po zrytej przez ciężarówki trasie motocykliści i zawodnicy na quadach mieli olbrzymie problemy z pokonaniem odcinka. Doszło do kilku groźnych wypadków.

Reklama

Dzisiaj od początku motocykliści i kierowcy quadów mieli świadomość, że będzie ciężko i niebezpiecznie jechać po samochodach i ciężarówkach, które pokonywały ten odcinek dzień wcześniej. Ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak. Po pierwszych 100 kilometrach dojechaliśmy na tankowanie i w kilku zawodników zaczęliśmy protestować i domagać się odwołania odcinka. Byli w tym gronie też zawodnicy z topu, m.in. zwycięzcy poprzednich Dakarów - relacjonował Giemza.

Nasze bezpieczeństwo było żadne. Wiadomo, że każdy przyjechał się tu ścigać i nikt nie będzie odejmował gazu, dopóki organizator nas przed czymś nie ostrzeże. Moim zdaniem dzisiaj nasze życie było narażone na duże niebezpieczeństwo. Dlatego organizator po naszych wnioskach odwołał resztę odcinka. I całe szczęście - dodał.

Reklama

O krok od tragedii

Reklama

Jak podkreślił, wielu zawodników miało wypadki, niektórzy poważne.

Już na trzecim kilometrze zawodnik Yamahy Ross Branch miał groźny wypadek i zabrał go helikopter. Nie przez swój błąd. Po prostu po wczorajszym przejeździe samochodów i ciężarówek trasa była na tyle rozbita, że w miejscu, które w roadbooku było opisane bez żadnych wykrzykników zrobiła się taka wyrwa, że powinny być tam dwa. Jeśli my nawigując nie widzimy dwóch wykrzykników, to nie zwalniamy. Podejrzewam, że on też zaczął hamować w ostatnim momencie i przekoziołkował z motocyklem. To był jeden wielki chaos. Nie powinni nigdy jechać po ciężarówkach. Poprzednio zrobili tak w 2018 roku i było wiele protestów. Nie wiem dlaczego teraz to powtórzyli - podkreślił.

Giemza przyznał, że chociaż jechał spokojnie, to nie czuł się bezpiecznie.

Bardzo uważałem, żeby w nic nie wjechać. Nie miałem momentów podbramkowych, natomiast było dużo okazji do wywrotki. Wszyscy zawodnicy, z którymi rozmawiałem, czuli na tym odcinku ogromny stres, naprawdę ogromny - zaznaczył.

"Jechać spokojnie, byle ukończyć etap"

Jadący tą samą trasą na quadzie Kamil Wiśniewski ma podobne spostrzeżenia.

Roadbook nie miał nijak do rzeczywistości. Pierwszy raz się spotykam z taką sytuacją, że jedziemy po ciężarówkach. Jak ten motocyklista miał wypadek, to wtedy nas zaczęli ostrzegać, że jest tam niebezpiecznie. Kiedy w książce drogowej nie ma wykrzykników, to gaz się zacina do oporu i się jedzie, a tutaj groziło to wypadkiem. Ja miałem minimalny problem z kamieniami, które leżały na drodze, powyrywane przez auta. Kilka razy w nie uderzyłem, później stwierdziłem, że raczej ten etap będę chciał przejechać spokojnie, żeby w ogóle ukończyć. Tyle szczęścia nie miał ubiegłoroczny zwycięzca Argentyńczyk Manuel Andujar, dla którego Dakar już się skończył - zauważył Wiśniewski.

W sobotę uczestnicy Rajdu Dakar będą mieli dzień przerwy. W niedzielę wyruszą na trasę 7. etapu z Rijadu do Al Dawadimi.