Verstappen ma świetną passę pięciu wygranych wyścigów z rzędu, a w tym roku na najwyższym stopniu podium stawał już 11 razy. Do rekordu zwycięstw w jednym sezonie, ustanowionego przez Niemca Michaela Schumachera w 2004 roku, a następnie wyrównanego przez jego rodaka Sebastiana Vettela w 2013, brakuje mu już tylko dwóch triumfów, a kierowca Red Bulla jest na dobrej drodze żeby zostać samodzielnym liderem tej kategorii.
Dzięki świetnym rezultatom Holender jest również zdecydowanym liderem klasyfikacji generalnej - zdobył dotychczas 335 punktów i ma ich 116 więcej niż drugi w zestawieniu Monakijczyk Charles Leclerc z Ferrari. Dobra dyspozycja w tej części sezonu stwarza okazję do zdobycia swojego drugiego tytułu już w najbliższy weekend.
Żeby drugi raz z rzędu zostać mistrzem globu kierowca Red Bulla musi jednak zdobyć 23 punkty więcej niż najbliższy rywal Leclerc, co na torze Marina Bay może być dużym wyzwaniem. Holender zdaje sobie sprawę, że obrona tytułu podczas nadchodzącego weekendu będzie bardzo ciężka, oraz zaznacza, że na razie nie jest to jego priorytetem.
„Będziemy potrzebować mnóstwo szczęścia, żeby tak się to zakończyło” – przyznał Verstappen w rozmowie z brytyjską stacją Sky Sports.
„Nie myślę o tym. Chciałbym pojechać do Singapuru i ponownie wygrać wyścig. Mamy świetny sezon, więc powinniśmy docenić miejsce, w którym jesteśmy i się nim cieszyć” – dodał Holender.
Wyścig w Singapurze nigdy nie należał do łatwych. Charakterystyka toru jest bardzo wymagająca zarówno dla kierowców, jak i dla bolidów. Używanie hamulca około 15 razy na okrążenie oraz ciasne zakręty sprawiają, że wyścigi są bardzo wyczerpujące i kierowcy stosują specjalne przygotowania, żeby poradzić sobie z wyzwaniami.
Dodatkowym utrudnieniem są temperatury, które panują w Singapurze w tej części roku – podczas wyścigu wahają się w okolicach 30 st. W tych warunkach zawodnicy tracą blisko 3 kg podczas wyścigu, a samochody bardzo często nie wytrzymują niekorzystnych warunków.
Przekonać się o tym można patrząc na historię GP - tylko w 2018 roku żaden samochód nie wycofał się z wyścigu wskutek usterki technicznej, natomiast w każdej dotychczasowej edycji przynajmniej raz na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa.
W tym roku ponownie można zakładać, że rywalizacja zostanie przerwana neutralizacją, co może wymagać od zespołów podejmowania nieplanowanych decyzji strategicznych, które mogą zadecydować o losach wyścigu. Dodatkowym smaczkiem może być pogoda. Środowe prognozy wskazują, że szansa na deszcz w niedzielę wynosi ok. 50 proc.
GP Singapuru będzie wyjątkowym wyścigiem dla Fernando Alonso. Hiszpan bowiem ustanowi rekord liczby startów w wyścigach GP. Aktualnie mistrz świata z 2005 oraz 2006 roku ma na swoim koncie 349 występów – tyle samo co Fin Kimi Raikkonen. Nadchodzący wyścig będzie 350. w karierze Hiszpana.
Pierwszy wyścig w Singapurze odbył się w 2008 roku i był to pierwszy nocny wyścig w historii F1. Od tamtej pory rozegrano 12 edycji, z czego pięciokrotnie wygrywał Vettel. Kierowca Aston Martina znakomicie czuje się na ciasnym torze – czterokrotnie zdobywał pole position i aż osiem razy stawał na podium.
W tym roku jednak Niemiec będzie miał dużo cięższe zadanie, gdyż jego bolid jest znacznie mniej konkurencyjny od maszyn, którymi ścigał się w przeszłości. W 2019 roku na tym obiekcie Vettel wygrał swój ostatni dotychczas wyścig w karierze.
Wyścig o GP Singapuru rozpocznie się w niedzielę o godzinie 14 polskiego czasu. Kierowcy będą mieli do pokonania 61 okrążeń.