Jej budząca szacunek, ale nieco szaleńcza próba, oprócz ogromnej satysfakcji i rozgłosu, przyniosła także wymierną nagrodę - pozwoliła na zebranie na cele charytatywne 56 tysięcy funtów. Zostaną one przeznaczone na walkę z nowotworami. Na tę chorobę zmarła jedna z jej córek w wieku 40 lat. Paterson straciła zresztą trójkę dzieci w niespełna cztery lata (2012-2016).

Reklama

Fundusze na walkę z rakiem, ale i pieniądze dla matek, których dzieci zostały dotknięte tą chorobą, zbiera jeżdżąc na rowerze od blisko 20 lat. Była w USA, Kanadzie, czy Afryce, gdzie także wspięła się na najwyższą górę tego kontynentu Kilimandżaro.

Seniorka rozpoczęła „wyścig” 29 kwietnia w rodzinnym Galloway w południowo-zachodniej Szkocji. Gdy wróciła pod koniec maja, witały ją tłumy fanów, nie tylko współmieszkańców.

Z każdym dniem wyzwania stawałam się silniejsza, jednak gdy zobaczyłam w oddali znajomą mi latarnię morską w Galloway, byłam już bardzo zmęczona i zastanawiałam się, czy dam radę. To nie były nawet same fizyczne trudności podróży, ale emocjonalne napięcie po wszystkim tym, co spotkało mnie podczas tego wyzwania - powiedziała BBC.

W niecodziennej podróży towarzyszył jej przyjaciel, który prowadził samochód - kamper, podążając jej śladem. Dziennie przejeżdżała od 30 do 50 mil, robiąc kilka postojów na odpoczynek.

Kiedy zmarły moje dzieci, nie wiedziałam, co robić. Jeżdżąc na rowerze, szczególnie przy takich wyzwaniach jak to, skupiam się na czym innym i nie myślę tak dużo o dzieciach, o tym, co mnie spotkało w życiu. To dla mnie bardzo pomocne, bo żal i smutek jest wielki - dodała.