– To ma być rewolucja – mówią działacze. O problemach, jakie przechodzi polska koszykówka, może świadczyć status jego najpopularniejszego reprezentanta. – Według badań, które niedawno analizowałem, Gortat jest dopiero w trzeciej dziesiątce rankingu na najbardziej rozpoznawalnych polskich sportowców. A wydawać by się mogło, że powinien być w pierwszej dziesiątce – mówi Grzegorz Kita, prezes firmy marketingowej Sport Management, który w przeszłości był związany z Polonią Warszawa.
Jednak liga koszykówki w ciągu dwóch najbliższych lat zamierza zmienić się diametralnie. I wypromować nowych Gortatów. Z produktu, który z roku na rok marginalizował się na własne życzenie, ma przekształcić się w medialną maszynkę do zarabiania pieniędzy, jak to było dziesięć lat temu. – Myślimy o zmianach dotyczących organizacji rozgrywek, jak i samej promocji – powiedział nam prezes PLK Jacek Jakubowski. – Do końca sezonu podpiszemy umowę z nowym partnerem strategicznym. Wyjdziemy z produktem do ludzi, zorganizujemy akcje społeczne. Będziemy szkolić osoby odpowiedzialne za marketing w klubach, wzorem działaczy Euroligi. Docelowo zamierzamy wrócić na antenę telewizji ogólnopolskiej, w dobrym paśmie oglądalności. Najpierw trzeba jednak zainwestować w ligę, aby mieć co pokazać.
Skąd wziąć na to środki? PLK liczy na spory zastrzyk finansowy z tytułu nowej umowy sponsorskiej, prawdopodobnie z firmą Tauron Polska Energia. – Ale rozmowy są prowadzone nie tylko z nią – zastrzega Zbigniew Polatowski, prezes Anwilu Włocławek i członek zarządu PLK.
Liga nie powinna liczyć na jakieś wielkie pieniądze. Nie te czasy. – Paradoksalnie PLK nie jest produktem nowym, ale jakby od nowa wchodzi na rynek. Myślę, że 1 – 1,5 mln zł rocznie to na razie kwota adekwatna. Docelowo ta suma może wzrosnąć po roku, dwóch do 3 – 4 mln zł, a po 4 – 5 latach nawet do 7 – 8 mln zł. Pod warunkiem jednak, że liga będzie się ładnie rozwijać – podkreśla Kita. – Ważne dla PLK, aby nowy sponsor tytularny był sponsorem aktywnym i kreatywnym – nie może zadowolić się posiadaniem samych praw. Powinien włączyć się w promocję, zapraszać do kampanii, tak jak robił to Orange, gdy sponsorował ekstraklasę – wymyślić motyw muzyczny, nagradzać kibiców, promować rozpoznawalny znak itd. Żeby nie było tak jak w przypadku piłki ręcznej. Osiągnęliśmy sukcesy, a sponsorzy, np. PKO, byli bardzo pasywni. Dali pieniądze na kadrę i reszta ich nie interesuje.
Aby przyciągnąć sponsorów i ogólnopolską telewizję, władze PLK nastawiają się na pracę u podstaw. – Powinniśmy zwiększyć swoją obecność we wszystkich mediach, zorganizować patronacką rozgłośnię radiową, gazetę, wykupić spoty reklamowe, które przypominałyby, że te transmisje z meczów PLK wciąż są obecne w telewizji – mówi nam Polatowski. – I zejść jeszcze niżej, bo spraw do uregulowania jest mnóstwo. Na przykład wykupić ubezpieczenie zbiorowe kontraktów dla wszystkich klubów, oddać lidze część powierzchni marketingowej, sprawić, aby PLK miała swoje banery reklamowe i kluby nie musiały za nie płacić, pilnować budżetów, oświetlić hale, zwiększyć liczbę krzesełek, wyremontować szatnie, aby w każdej z nich był stół do masażu czy pojemniki z lodem. To rzeczy absolutnie elementarne.
Najpierw planowana jest ekspansja koszykówki w TVP Sport i ośrodkach regionalnych TVP. Dopiero z czasem, po przeprowadzeniu zmian, basket może wrócić do telewizji ogólnodostępnej. Obecnie oglądalność meczów jest generalnie zła, średnio 50 tys. widzów. – Na przykładzie PLK widać jedną rzecz – nikomu nie służy monopolizacja w pewnych mediach, pokazywanie swojej dyscypliny w jednej, niszowej telewizji sportowej. Niestety do tej pory szefowie ligi grali na alibi – my nie możemy rozwijać się bez TV, a TV nas nie chce, więc umywamy ręce – mówi nam Kita.
PLK będzie jednak starać się nakłonić szefów TVP, aby zaryzykowali i postawili na koszykówkę tak, jak kiedyś Polsat postawił na siatkówkę. – W przyszłości może i tak się stanie, ale jeszcze nie teraz. Teraz trzeba wprowadzić nową jakość. Kluczem jest słowo „wiarygodność”. Bo PLK w ostatnich latach cały czas ją traciła – uważa Kita.
Co jeśli jej nie odzyska? – W zarządzie PLK są ludzie, którzy powinni sobie poradzić. Jednak jeśli do końca sezonu 2010/2011 sytuacja się znacznie nie poprawi, to rada nadzorcza może odwołać zarząd – kończy Polatowski.