38 punktów Kobego Bryanta nie wystarczyło do pokonania Boston Celtics. Lider Lakers nie miał wsparcia kolegów. Łącznie pozostali koszykarze z "Miasta Aniołów" trafili zaledwie 18 na 51 rzutów z gry.
"Cały czas tłumaczyłem moim zawodnikom, że każde trafienie Bryanta daje jego drużynie dwa punkty, a nie 10, i nie ma powodów do niepokoju" - powiedział trener "Celtów" Doc Rivers.
Gospodarze rady swojego trenera wzięli sobie do serca. Na przełomie drugiej i trzeciej kwarty punkty dla "Jeziorowców" zdobywał tylko Bryant, łącznie aż 23, ale w tym samym czasie Celtics wyszli na trzynastopunktowe prowadzenie, którego nie oddali już do końca.
Wśród zwycięzców najskuteczniejszy był Paul Pierce, który zdobył 27 punktów. To jego najlepszy występ w tegorocznych finałach. Po 18 dołożyli Kevin Garnett i Rajon Rondo.
"Jesteśmy w dobry położeniu. Przed nami dwa mecze w Los Angeles wystarczy, że wygramy jeden z nich" - ocenił Pierce.
Szóste spotkanie we wtorek.