Po dwóch porażkach z rzędu w Bostonie "Jeziorowcy" wyczerpali limit błędów. Kolejne zwycięstwo "Celtów" dałoby im tytuł mistrzowski. Świadomi tego i wsparci dopingiem swoich kibiców, Lakers już po pierwszej kwarcie prowadzili dziesięcioma punktami.

Reklama

Goście ustępowali zespołowi Phila Jacksona w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Tylko co trzeci rzut z gry przynosił punkty Celtics i do przerwy przegrywali już 31:51. Nie lepiej wyglądała walka na tablicach. W całym meczu druyżyna z Bostonu zebrała 39 piłek, rywale aż 52.

W trzeciej i czwartej kwarcie zespół z "Miasta Aniołów" dalej kontrolował przebieg gry. Do zwycięstwa 89:67 tradycyjnie poprowadził go Kobe Bryant. Zdobył 26 punktów i miał 11 zbiórek. Wśród pokonanych najskuteczniejszy był Ray Allen - 19 punktów.

"Zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Teraz z tym samym zapałem musimy przystąpić do siódmego meczu" - powiedział Bryant.

Decydujące spotkanie w czwartek, również w Los Angeles.

Reklama