Wizards nie zostali 10. w historii NBA drużyną, która rozpoczęła sezon od 13 porażek.

Z bilansem 0-12 w zasadzie powinno się rozgonić całe towarzystwo i pozwolić się chłopcom zabawić. Ale powiedziałem zawodnikom, że koszykówka to nasz zawód, nasza praca i trzeba to szanować. To cały sekret naszej wygranej - przyznał trener Wizards Randy Wittman.

Reklama

Nie chcieliśmy, by mówiono o nas jako o jednej z najsłabszych drużyn w historii NBA - dodał skrzydłowy Chris Singleton.

On i jego koledzy, którzy rozpoczęli mecz na ławce, zdobyli dla Wizards 46 pkt, a Jordan Crawford z dorobkiem 19 był najskuteczniejszy w zespole. Rezerwowi rywali uzbierali łącznie... cztery punkty. To jeden z elementów, który zdecydował o przerwaniu złej passy przez stołeczną ekipę, nadal najsłabszą w lidze.

Reklama

Na przeciwległym biegunie znajdują się koszykarze Memphis Grizzlies. Wygrana 103:82 z Toronto Raptors jest ich 11. w sezonie i przy ledwie dwóch porażkach mogą się pochwalić najlepszym bilansem.

Do przerwy mecz był wyrównany, ale o jego losach przesądziła trzecia kwarta, wygrana przez Grizzlies 33:14. Nasza defensywa funkcjonowała wtedy wzorcowo. To było niesamowite - ocenił szkoleniowiec gospodarzy Lionel Hollins.

Największy wkład w sukces miał duet Zach Randolph i Hiszpan Marc Gasol. Obaj zdobyli po 17 pkt i wspólnie zatroszczyli się o 18 zbiórek (13 tego pierwszego).

Reklama

Goście zanotowali niespełna 40-procentową skuteczność rzutów z gry (29 na 74), a ich liderem był DeMar DeRozan - 16 pkt.

"Porażka boli, ale trudno liczyć na inne rozstrzygnięcie, gdy tak rzadko trafia się do kosza" - podkreślił trener Raptors Dwane Casey, który nie mógł tym razem skorzystać z drugiego strzelca zespołu Włocha Andrei Bargnaniego, który leczy kontuzję lewej kostki.

Niezdrowe emocje zdominowały spotkanie Boston Celtics z Brooklyn Nets. Goście wygrali 95:83, ale więcej niż o efektownych zagraniach i celnych rzutach mówić się będzie zapewne o bójce z udziałem zawodników obu zespołów.

W końcówce drugiej kwarty Kris Humphries z Nets ostro potraktował Kevina Garnetta. Za partnerem z zespołu wstawił się Rajon Rondo, który odepchnął rywala. To był początek szarpaniny między sporą grupą graczy obu drużyn. W sumie trzech zawodników: Rondo, którego sędziowie uznali za głównego winowajcę zajścia, Humphries i Gerald Wallace z Nets musiało powędrować do szatni.

Faul Humphriesa był niepotrzebny. Wcześniej akcja została przerwana, Garnett nie miał już piłki, a mógł doznać poważniej kontuzji. Stąd zapewne taka reakcja Rondo - ocenił szkoleniowiec Celtics.

A Garnett dodał: "Musimy się nawzajem bronić, bo czujemy dumę nosząc koszulkę Celtics. Rozumiem zachowanie Rondo. Zrobiłbym pewnie to samo".

Rondo ucierpiał najbardziej. Przedwcześnie opuszczając boisko nie mógł w 38. spotkaniu z rzędu zanotować co najmniej 10 asyst. Do wyrównania rekordu ligi legendarnego Magica Johnsona zabrakło mu dziewięciu meczów.

Joe Johnson uzyskał 18 pkt dla zwycięzców, a Garnett i Brandon Bass po 16 dla "Celtów".

Marcin Gortat uzyskał sześć punktów i miał cztery zbiórki, a zespół Phoenix Suns, w którym występuje, przegrał w Detroit z Pistons aż 77:117. To dziewiąta i jednocześnie najwyższa porażka w sezonie "Słońc", które zdobyły najmniej, a straciły najwięcej punktów w rozgrywkach.

Polak grał tylko 20 minut, trafił jeden z sześciu rzutów z gry i wszystkie cztery wolne, miał po dwie zbiórki w obronie i ataku, trzy straty oraz faul.

Suns zaprezentowali się bardzo słabo. Mieli niski procent skuteczności rzutów gry (34 wobec 53 rywali), nie grali zespołowo (ledwie 11 asyst przy 28 gospodarzy).

W drużynie z Detroit wyróżnili się Charlie Villanueva i Brandon Knight - po 19 pkt. Najwięcej punktów dla Phoenix zdobył Argentyńczyk Luis Scola - 11.

Suns mają teraz w lidze siedem zwycięstw i dziewięć porażek. W najbliższych dniach czekają ich jeszcze trzy wyjazdowe mecze. Pierwszy w piątek w Toronto z Raptors.