MICHAŁ HERNES: W poniedziałek meczem z Bułgarią rozpoczynacie EuroBasket. To silny czy słaby zespół?


MICHAŁ IGNERSKI: Zobaczycie wtedy jeszcze lepszą grę Polaków niż w ostatnim sparingu z Hiszpanią, choć nie zapominajmy, że Bułgaria to świetna ekipa. Poza tym nie chcemy, aby EuroBasket był dla nas trzydniowym turniejem i musimy się nastawić na dwustuprocentową mobilizację. Po prostu nie ma innej opcji.

A propos ostatniego sparingu z Hiszpanami, 17 punktów i pięć na sześć celnych rzutów za trzy - czy to oznacza, że odzyskał pan wysoką formę?


Do formy jeszcze daleka droga. Moim zdaniem zawsze może być lepiej, choć oczywiście cieszę się, że w końcu trzypunktowe rzuty zaczęły mi wpadać. Szczególnie że jako koszykarz rzucający muszę trafiać. Często na tym polega moja rola w drużynach, które reprezentuję. Kiedy nie idzie, nie wolno się załamywać, bo doskonale wiem, że w końcu się przełamię. Na pewno coraz większa liczba treningów sprawia, że czuję się zdecydowanie lepiej i pewniej. Można powiedzieć, że im dalej w przód, tym moja dyspozycja bardziej idzie w górę, co oczywiście cieszy i napawa optymizmem.

Pojawiły się głosy, że tak świetnie spisał się pan w grze z Hiszpanią, bo od kilku sezonów występuje pan w tamtejszej lidze i zna halę w Saragossie.


To takie gadanie. Tak naprawdę byłem tam wcześniej tylko raz i to nie miało żadnego znaczenia. Wiadomo, że tamtemu spotkaniu towarzyszyła lekka mobilizacja z uwagi na fakt, że graliśmy przeciwko mistrzom świata. Wygląda na to, że w wielkich meczach zawsze mocniej się mobilizuję.

Ale z Halą Stulecia, w której będziecie grać mecze EuroBasketu, jest chyba inaczej. Ten obiekt doskonale zna pan z czasów gry w Śląsku Wrocław. Pomoże to panu?


Oczywiście. Od zawsze powtarzam, że to chyba najgorętsza hala na świecie ze wszystkich, w których kiedykolwiek przyszło mi grać. Każdy mecz, który w niej rozegrałem, wspominam z dreszczykiem emocji. Nie doświadczyłem czegoś takiego absolutnie nigdzie indziej, nawet w Stanach Zjednoczonych, przy dopingu 30 tysięcy kibiców. Nawet tam nie udało się stworzyć porównywalnej atmosfery.

Jak się panu współpracuje z trenerem Katzurinem? Obaj otarliście się o Śląsk w tym samym czasie.


Nie mogę narzekać. W sumie wszystko idzie zgodnie z planem. Doskonale się rozumiemy, jednak trudno robić analogie do Śląska. Co prawda wiele spraw wygląda podobnie, ale przede wszystkim mamy innych zawodników. Obowiązują też inne systemy taktyczne. Wola walki jest jednak podobna.

Jaka będzie pana rola w EuroBaskecie? Aspiruje pan do gry w pierwszej piątce?


Właściwie nie patrzę na to z tej perspektywy. Wiem, że jakieś minuty wywalczę, a przy okazji dam z siebie wszystko. Bardzo zależy mi na tym, żeby jak najlepiej się zaprezentować i by drużyna odniosła zwycięstwo. Reszta się nie liczy.

Sparingów już nie potrzebujecie?


Przede wszystkim dobrze, że jesteśmy już we Wrocławiu i możemy na spokojnie potrenować w Hali Stulecia. Mimo wszystko jednak szkoda, że nie udało się rozegrać tutaj żadnego spotkania towarzyskiego. Praktycznie rzecz biorąc, graliśmy w niej chyba tylko ja, Adam Wójcik i Łukasz Koszarek. My pamiętamy tę niesamowitą atmosferę, ale reszta chłopaków nie za bardzo. Taki sprawdzian byłby dobry i niezwykle ważny, jednak skoro się nie odbędzie, to nie ma co robić z tego tragedii. Dopiero przy okazji mistrzostw okaże się, czy mieliśmy wystarczająco dużo czasu na przygotowania.

Nad czym teraz będziecie pracować?


Nad utrzymaniem odpowiedniej koncentracji, a nawet jej zwiększeniem. Musimy się też skupić na detalach takich jak defensywa czy komunikacja. Trzeba także szlifować atak pozycyjny. Jeśli się uda, to zrobimy wszystko, by powalczyć o medal, bo w końcu EuroBasket w Polsce to wyjątkowa i wspaniała sprawa.





































Reklama