MARTA MIKIEL: Podróż na mistrzostwa świata do Kataru to dla pani podwójne wyzwanie. Jak podróżują pani tyczki?
ANNA ROGOWSKA: Mamy z tym duży problem. Moje tyczki mają ponad 4,5 metra. Na lotniskach nikt nie wie, co z tym zrobić. Zanim zdecydujemy się na lot, zawsze sprawdzamy, jaka maszyna lata na tej trasie i czy ma odpowiednio duży luk. Jeśli tyczki gdzieś nie dolecą, nie ma sensu, żebym ja się wybierała. Podróże trwają czasami dwa razy dłużej niż innych zawodników, bo nie wybieramy połączeń najdogodniejszych dla nas, ale dla tyczek.

Reklama

Traktuje pani tyczki po królewsku, ale one panią też - zmiana na dłuższy model w przerwie między sezonami nie tylko przebiegła gładko, ale daje świetne rezultaty.
Jestem bardzo zadowolona, że się na to zdecydowałam. Do tych tyczek mam wyjątkowy sentyment, bo producent zrobił mi niespodziankę i przygotował komplet w kolorze złotym. To za tytuł mistrzyni świata w Berlinie.

Zaczęła pani na nich sezon od pobicia własnego rekordu Polski - 4.81. Nie zawsze idzie tak gładko - Monika Pyrek po zmianie wciąż nie może dojść do formy.
Zmianę trzeba wewnętrznie zaakceptować. Nie wystarczy świadomość, że na dłuższych będę wyżej skakać. Przez lata nabiera się nawyków, sprzęt pracuje w określony sposób. Jeśli z nowym nie wyjdzie, człowiek się zastanawia, czy podjął właściwą decyzję. Mam nadzieję, że Monika w końcu też się do tego przekona. W moim przypadku wszystko zgrało się świetnie. Od razu zobaczyłam różnicę, tyczki niosą mnie wysoko - 10 cm dłuższe tyczki mogą przełożyć się na więcej niż 10 cm w pokonywanej wysokości. W przyszłym roku już w hali chcę wydłużyć je o kolejne 5 cm, z myślą o igrzyskach w Londynie.

Czy to nie zabawne, że z zimnej Polski poleciała pani do gorącego Kataru, żeby wejść do hali?
To prawda. W klimatyzowanej hali będzie zimniej niż na zewnątrz. Ciekawostką jest to, że skończę tam sezon halowy, a za dwa miesiące zacznę letni mityngiem Diamentowej Ligi.

Reklama

czytaj dalej



Ma pani szansę wypróbować tamtejszy stadion, bo tam odbywają się treningi do halowych MŚ.
Dlatego pojechałam do Dauhy dopiero w środę, bo tam wcześniej nie było wejścia na halę. A mojej technicznej konkurencji to robi wielką różnicę.

Reklama

Gdzie pani się przygotowuje?
Trochę w Spale, a najczęściej w Leverkusen, do którego trafiłam w 2008 roku, kiedy hala w moim Trójmieście była remontowana. Zaprosił nas tam zaprzyjaźniony trener Leszek Klima, który ma w dorobku kilku niemieckich tyczkarzy skaczących po 6 metrów. Z nim się konsultujemy, normalnie moim trenerem jest mąż, Jacek Torliński.

Należy do pani trzeci wynik sezonu halowego, medal w Dausze...
... chyba powinien być, tylko nikt nie rozdaje medali za najlepsze wyniki sezonu. Trzeba się sprawdzić na najważniejszej imprezie - w ciągu tych kluczowych w całym sezonie trzech godzin. Mogę być poza podium albo stanąć na wyższym stopniu niż trzeci.

Na MŚ w Berlinie okazało się, że pierwsze miejsce wcale nie jest zarezerwowane dla Isinbajewej, a wydawałoby się, że ona 5 metrów skacze rutynowo. To dobry znak?
Na pewno. Ona w tym sezonie skakała 4.85, na pewno nie jest poza zasięgiem rywalek. Moim marzeniem jest poprawienie w Dausze rekordu życiowego, to na pewno da mi medal, chociaż nie wiem jakiego koloru.

To może tam być nasz jedyny medal, Majewski nie jest w najwyższej formie. Odczuwa pani presję?
Przez to wszystko już przeszłam. Po brązowym medalu w Atenach też były wielkie oczekiwania, starałam się je unieść, ale kilka zawodów kompletnie mi nie wyszło. Poznałam już gorycz takiej porażki, presją się kompletnie nie przejmuję. Poza tym wiele osób z nasze ekipy będzie stać na medal. Niespodzianki się zdarzają.

Na zbliżeniach z zawodów widać, że ręce ma pani umazane na czarno. Jak udaje się pani nie pobrudzić klejem twarzy?
Wiele tyczkarek używa kleju, także Isinbajewa. Ten klej naprawdę przeznaczony jest dla piłkarzy ręcznych, poprawia chwyt. Nie jest czarny, ale zabarwia się od taśmy, którą mam owiniętą tyczkę. Na początku miałam z tym problem, próbowałam odgarnąć włosy, a one zostawały na ręce. Nauczyłam się, żeby pod żadnym pozorem nie dotykać twarzy prawą dłonią, bo mogłabym sobie wydepilować brwi.

p

Halowe mistrzostwa świata w lekkoatletyce, Dauha 12 - 14 marca

Faworytami w swoich konkurnecjach jest dwójka Polaków - tyczkarka Anna Rogowska, do której należy trzeci wynik sezonu (4.81), i kulomiot Tomasz Majewski. Mistrz olimpijski z Pekinu w tym roku w hali nie notował oszałamiająych wyników, ale wierzy, że forma przyjdzie na ten najważniejszy start. Niespodzianki mogą sprawić 800-metrowcy Adam Kszczot i Angelika Cichocka. Transmisje w Orange Sport Info