W niedzielę Usain Bolt po raz kolejny zadziwił świat. Jak pan odebrał jego bieg?

Marian Woronin: Był dobry. Będą jeszcze lepsze.

Tylko dobry? Pobił o 0,11 sekundy rekord świata, a zapowiada, że stać go nawet na wynik 9,40.

I jestem przekonany, że pobiegnie te 9,40. Jeżeli tylko będzie miał odpowiednie warunki, będzie ciepło, a Bolt będzie odpowiednio zmotywowany, to stać go na to. Myślę, że kolejny rekord może pobić już w następnym sezonie.

Reklama

W przyszłym sezonie nie ma igrzysk olimpijskich ani mistrzostw świata, więc sportowa motywacja będzie mniejsza.

Ale będą wielkie mityngi, których sponsorzy są w stanie zapłacić ogromne pieniądze za nowy rekord świata w tak prestiżowej konkurencji, jaką jest bieg na 100 metrów. Do tego wszystkiego dojdzie odpowiedni szum medialny, powstanie wielka presja wyniku i to nakręci Bolta.

Gdzie są granice możliwości Jamajczyka, czy jest on w stanie pobić rekord świata także na 200 metrów?

Reklama

Berlin nie jest miejscem, gdzie bije się wszystkie rekordy. Gdyby mistrzostwa odbywały się w Meksyku, to myślę, że Bolt mógłby zaatakować rekord już teraz. Bo o tym, że wygra, jestem przekonany.

Bolt mierzy w trzy złote medale, chce podobnie jak w Pekinie wygrać także sztafetę 4 x 100 metrów. Jamajczycy pokonają Amerykanów?

Oczywiście, że tak. Mają trzech bardzo dobrych sprinterów, muszą wygrać. Choć sztafeta to trochę loteria, można zgubić pałeczkę, przekroczyć strefę zmian, ale jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to Bolt będzie miał swoje trzecie złoto.

Co wyjątkowego jest w tym chłopaku, że jest w stanie łamać bariery ludzkich możliwości?

Nic, jest po prostu kolejnym wysokim, silnym sprinterem. Przed nim był Astafa Powell, za chwilę będzie ktoś następny.

Kiedy więc ktoś zdoła pokonać Bolta?

Myślę, że za kilka lat. Warunek - Jamajczykowi musi dopisywać zdrowie. Jeśli tak będzie, to ma szansę dotrwać jako najszybszy sprinter do igrzysk w Londynie w 2012 r.

Zawsze przy takich osiągnięciach jak niedzielny rekord świata pojawiają się pytania o doping...

Dziennikarze w ogóle nie powinni takich pytań zadawać! Jak można sugerować, że ktoś jest na dopingu, nie mając po temu najmniejszych dowodów? To są jakieś domniemania na zasadzie: czy on ukradł, czy jemu ukradli. Bolt startował w Pekinie, w wielu innych zawodach, wielokrotnie był kontrolowany i w jego organizmie nie wykryto żadnych niedozwolonych środków. Dopóki to się nie stanie, nie ma tematu. Oczywiście chemia jest potrzebna w sporcie, trudno bez niej osiągać dobre wyniki. Pewne środki są zakazane, inne dozwolone, na przykład witamina C lub B. Sportowcy mają różne organizmy, jednemu pomaga witamina C, drugiemu B. Doping to kwestia umowna.

Co pan czuł, patrząc na tablicę wyników po niedzielnym finale 100-metrówki? Pański rekordowy wynik z 1984 roku (10,00 sek.) nadal dawałby panu szóste miejsce na świecie. I byłby pan jedynym białym finalistą.

Bardzo mnie to martwi. Minęło 25 lat, a sprinterzy poczynili bardzo niewielki postęp. A w tej konkurencji rzeczywiście trudno wypatrzyć białych atletów, którzy byliby w stanie rywalizować z ciemnoskórymi. W Berlinie podobał mi się Francuz Christophe Lemaitre, ale został zdyskwalifikowany w ćwierćfinale.

A jak pan ocenia występ naszego sprintera Dariusza Kucia?

Szczerze? Do d... Nie można jechać na mistrzostwa świata i biegać 10,38 sek. Skoro jego rekord życiowy wynosi 10,17 sek., to chciałbym, żeby osiągnął podobny wynik na mistrzostwach.

Myśli pan, że Kuć ma potencjał, by kiedyś pójść w pana ślady?

Chciałbym, żeby miał.

Jedni zawodzą, inni sprawiają niespodzianki, jak chociażby Kamila Chudzik. Na których z naszych lekkoatletów liczy pan w kolejnych dniach mistrzostw?

Oczywiście na naszego dyskobola Piotra Małachowskiego i na tyczkarki (rozmawialiśmy przed rozpoczęciem finału - red.). No i naszą miotaczkę Anitę Włodarczyk, która w rzucie młotem także powinna znaleźć się w strefie medalowej. Chciałbym jednak dodać, że nie można pisać w taki sposób o sukcesach, jak miało to miejsce w przypadku Tomasza Majewskiego. Chłopak zdobył srebrny medal, osiągnął ogromny sukces, a media przedstawiły to niemal jak porażkę. To nieporozumienie.