Proszę jeszcze powiedzieć o tej kontuzji, która pana trapi.
To było tak, że jedna z moich przepuklin kręgosłupowych powiększyła się tak bardzo, że zaczęło mi to bardzo przeszkadzać. Sportowcy są odporni na ból, także proszę sobie wyobrazić jak to musiało boleć. Musiałem to wyciąć, operacja odbyła się w Olsztynie u doktora Andrzeja Sobieraja, a teraz to wszystko się tam ładnie goi.


Reklama

Jakie są pierwsze starty, które ma pan zaplanowane w tym sezonie?
To wszystko zależy od tego, jak wejdę w trening i jak on będzie przebiegał. Chciałbym zacząć sezon pod koniec maja, pewnie w Eugene. Zobaczymy jak będzie. Na razie nie myślę o tych startach, skupiam się na powrocie do formy. Sezon jest na szczęście bardzo długi, impreza mistrzowska jest pod koniec sierpnia, także nie muszę się spieszyć i spokojnie będę mógł trenować i wracać do formy.


Jak pana zdaniem wyglądają pana wyniki z wynikami światowej czołówki?
Na razie mamy sezon halowy, w którym nie wszyscy startują. To jest sezon mistrzostw Europy, także właściwie cały świat odpuścił, oczywiście poza Ryanem Whitingiem, który udanie pcha. Reszta poza Europą szykuje siły na lato i nie można o tym wiele powiedzieć. Teraz jest właśnie czas europejczyków z drugiego szeregu, którzy będą się bili o ten czempionat. Na razie wyglądają nieźle, ale lato to jest zupełnie co innego, tam potrzeba przygotować o wiele lepszą formę.


Jaki jest pana cel, jeśli chodzi o odległość?
Chciałbym wrócić do tych fajnych sezonów, w których nie miałem problemu z odległością 21 metrów. Ostatnio zdarzyło się to tylko dwa razy w sezonie, nad tym będę pracował. Dużo rzeczy trzeba pozmieniać, bo wszystkie utarte tryby treningowe, które mieliśmy z trenerem niestety przestały działać ze względu na mój zaawansowany jak na sportowca wiek. Teraz szukamy nowych sposobów i trochę eksperymentujemy. Podczas przygotowań do lata będziemy szli tym utartym trybem, ale w pewnych momentach będziemy zmieniać i szukać nowych bodźców, żeby z tego starego człowieka, jakim jest Tomasz Majewski, jeszcze coś wydobyć.

Reklama

Latem odbędą się mistrzostwa świata w wyjątkowym dla pana miejscu, w Pekinie, gdzie zdobył pan mistrzostwo olimpijskie. To naprawdę tak działa, że może pana bardziej zmobilizować?
Tak, to zawsze działa. To jest wspaniały, piękny stadion, gdzie będą pełne trybuny, wspaniały doping i atmosfera. Jestem o tym przekonany, że te mistrzostwa świata będą wyjątkowo udane dla lekkiej atletyki, bo w Pekinie atmosfera i wyniki były zawsze naprawdę świetne. Tam się po prostu dobrze startuje, pogoda na pewno będzie dobra, także poziom tych mistrzostw będzie wysoki. Oczywiście jest tak, że takie drobne elementy, jak otoczenie, czasami dają bardzo dużo i ja mam nadzieję, że coś mnie tam uskrzydli i nawiążę w pewien sposób do tego mojego sukcesu sprzed 7 lat.


Ma pan w psychice myśl, że jeszcze raz może pan być najlepszy na świecie?
Muszę przyznać, że iskierka nadziei ciągle we mnie jest. Czasem mi się zdaje, że to już jest niedaleko, ale wtedy rywale mają inny pomysł i oni też chcą zaistnieć. Gdybym nie miał tej nadziei, że mogę walczyć na najwyższym poziomie, to pewnie już bym nie trenował i byłbym szczęśliwym emerytem. Gdzieś to we mnie cały czas tkwi. Miałem parę mityngów, podczas których udawało mi się ze wszystkimi wygrywać, nawet w tym moim słabszym sezonie, także nie jest źle. Są takie optymalne warunki dla mnie, w których wygrałbym nawet igrzyska olimpijskie, ale nie sądzę, żeby burza gradowa nawiedziła Rio de Janeiro, a przy dobrej pogodzie moje szanse niestety maleją.