Wydawało się, że Haratyk to jeden z najrówniejszych zawodników w kadrze. Odległość 20,90, kwalifikującą w mistrzostwach do finału, osiągał zazwyczaj na zawołanie. W Dausze jednak tak się nie stało. Pchnął jedynie 20,52 i odpadł. W finale znalazł się jedynie Konrad Bukowiecki.
"Pogubiłem się w kole, dla mnie trochę za śliskie i trochę nie wychodziło tak, jakbym chciał. Niestety też nie mogłem trenować, tak jak chciałem. Dużo odpoczywałem, ale jednak coś na nerw mi w łokciu naciska i nadgarstek też się trochę popsuł. Czeka mnie trochę naprawy" - zapowiedział.
To trwa już dwa miesiące. Łokieć uniemożliwia mu odpowiednie trenowanie, ból czasami jest nie do zniesienia.
"W łokciu mam jakieś wolne ciało, lata mi ono koło nerwu i uciska. Podrażniam to tym, że zginam rękę, więc ograniczałem pchanie w ostatnich czasach. Dodatkowo forma zniknęła jakieś trzy dni temu. Nie będę się jednak tak usprawiedliwiać, bo ja z tym bólem pchnąłem 22,35, ale wtedy nie burzyło to mojego treningu, a teraz jest bardzo ciężko. Teraz to naprawdę duży ból. Trzeba to operować" - powiedział.
Do tego dochodzi jeszcze ból przeciążonego nadgarstka.
"Nie wiadomo skąd, czemu i jak temu zaradzić. Bo dostałem zastrzyk i miała być ulga, chociaż na trzy tygodnie. Miałem tego w ogóle nie czuć, ale bąbel cały czas jest i trzeba będzie coś zrobić" - zaznaczył.
Haratyk zwrócił też uwagę na to, że koło jest bardzo śliskie - potwierdził to, co mówili także młociarze, czy dyskobole.
"Nienawidzę takiego koła. Może być śliskie, ale nie na wejściu. Wtedy ślizgam się za każdym razem i nic się nie układa. Szkoda, bo czułem, że byłem w stanie uzyskać 20,90" - uważa.
Teraz pozostało mu tylko kibicowanie Bukowieckiemu.
"On jest bardzo mocny, to jest tylko kwestia czy złapie dobrze nogi, wyczeka z górą i pchnie. Będzie rekord życiowy. Możliwy też rekord Polski. Konrad jest dużo silniejszy ode mnie, więc jeśli wszystko mu się poukłada, to powinien dużo dalej pchnąć" - ocenił.
Wymieniając też kandydatów do medalu wspomniał o Amerykaninie Ryanie Crouserze, Nowozelandczyku Tomasie Walshu i Brazylijczyku Darlanie Romanim.
"Na pewno Crouser jest najmocniejszy. Walsh w pierwszym potrafi zaskoczyć wszystkich, więc też będzie ciężko. Romani bardzo mało startuje, więc nie wiadomo. I Bukowiecki. Będą się w czwórkę ciąć o medale" - uważa Haratyk.
Jego zdaniem kluczowa może okazać się pierwsza kolejka. Komu wyjdzie, ten ustawi cały konkurs. Finał zaplanowany jest na piątek.
Impreza w Dausze zakończy się w niedzielę. Polacy zdobyli na razie cztery medale.