Dzisiejszy etap mierzył dwieście dwadzieścia osiem i pół kilometra. Po starcie uciekło sześciu wspaniałych. Ich przewaga przekraczała już 11 minut. Jednak cztery kilometry przed metą skończyła się prowansalska przygoda śmiałków na dwóch kółkach. Ekipy zaczęły rozprowadzać swoich sprinterów. Zaczął się finał. Szprychy wirowały jak skrzydełka ważki. A za plecami sprinterów na finiszu gigantyczna kraksa. Kolarze długo podnosili się z ziemi. Na mecie najszybszy był Mark Cavendish z grupy Omega Pharma. W klasyfikacjach żadnych zmian. Kwiatkowski na biało, a Australijczyk Gerrans na żółto.

Reklama

Teraz można oczy cieszyć pejzażami - białymi skałami fiordów południa wyrastającymi z malachitu morza i widokiem na Wyspę If. Z tamtejszego więzienia uciec się udało tylko jednej osobie i na dodatek fikcyjnej - Hrabiemu Monte Christo.

Wreszcie meta w Marsylii. Najstarszym mieście Francji. Dwadzieścia pięć wieków. Tour de France był tu obecny 37 razy - po raz pierwszy w 1903 roku, w trakcie pierwszej Wielkiej Pętli gdy niektóre etapy miały po 400 kilometrów.

Jutro 6. etap - krótki, 176 kilometrów, ale za to przez samo serce Prowansji z Aix en Provence do Montpellier.