Dziewczyny – zarówno Karolina Naja i Beata Mikołajczyk (brąz w K2 500 m), jak i Marta Walczykiewicz (srebro w K1 200 m) podkreślały, że właśnie Kryk jest ojcem ich sukcesu.
„Częściowo plan został wykonany. Były szanse na cztery finały i zrealizowaliśmy 50 procent. Teraz już czekamy spokojniejsi na rywalizację Eweliny Wojnarowskiej w K1 500 m i kobiecej czwórki K4 500 m” – zapowiedział Kryk, który po pierwszym wtorkowym sukcesie się rozpłakał.
„Spędzamy razem ok. 260 dni i przyznaję - jestem czasami skurczybykiem, bo z kobietami nie można inaczej. Jestem wymagający, bo wiem, że trening to 24 godziny na dobę. Postęp następuje w czasie wolnym. Zadajemy obciążenie treningowe, ale mięśnie i fizjologia budują się w przerwie” – zaznaczył.
Dlatego właśnie tak ważne dla niego jest to, co jego podopieczne robią po zajęciach.
„Jak odpoczywają i jak śpią. Był okres, że zaglądałem dziewczynom do pokoi, patrzyłem w talerz, ze stołówki czasami wychodziły z płaczem” – przyznał.
Ważenie dziewczyny mają średnio raz na dwa tygodnie. Wówczas trener kadry sprawdza także skład ciała. Kryk jest profesjonalistą w każdym calu. Dba o każdy szczegół.
„Cudze chwalicie, a swojego nie znacie. Zatrudnianie trenerów z zagranicy, to policzek dla tych z kraju. A czy my nie potrafimy realizować pasji? Spójrzcie na mnie, na Marcina Witkowskiego z wioślarstwa, czy Pawła Kowalskiego z żeglarstwa. Wiem, że moja i zawodniczek pensje zależą od tego startu, dlatego jesteśmy zdeterminowani” - podkreślił.
Jedną z zasad, jaką wprowadził Kryk, był zakaz korzystania z telefonów komórkowych w trakcie jedzenia.
„Do dzisiaj tak jest i buntują się teraz, jak ktoś to przy nich robi. Czemu taką zasadę wprowadziłem? Uprawiamy seks z partnerem i co? Zaglądamy w tablet czy w komórkę? Przecież to jest chore, co świat robi. Ludzi chętnych do sportu jest coraz mniej w Polsce, bo jeżeli za jedno kliknięcie można w radiu wygrać parę milionów, to po co ktoś ma dziesięć lat trenować i się pocić, by być trzecim na igrzyskach?” – zauważył trener.
Jedną z barwniejszych postaci w jego kadrze jest bez wątpienia Walczykiewicz. Zawsze umalowana, ze zrobionymi paznokciami, w różowym kajaku. Pełna miłości do zwierząt. Na każdym zgrupowaniu kupuje paczkę karmy i rozdaje bezdomnym zwierzakom.
„Mi to nie przeszkadza i akceptuję takie rzeczy. W poniedziałek na odprawie powiedziałem do dziewczyn – Marty i Karoliny, że chcę, by wróciły do swoich postaci sprzed pięciu lat i uwolniły swoje demony. One zawsze były trochę szalone, ale w oparciu o wiedzę trzymały się założeń taktycznych. Teraz chciałem, by zrobiły to perfekcyjnie, ale po swojemu. Chciałem, by ich umysły nie były już zaszufladkowane, perfekcyjne, żeby trochę tego szaleństwa wyzwoliły w wyścigu” - przyznał.
Szkoleniowiec z większym spokojem podchodził do rywalizacji dwójki, niż do wyścigu Walczykiewicz.
„Wydawało się, że dwójka podchodzi z większym luzem do tego. Poza tym 500 m wybacza drobne błędy, układ eliminacji też pokazywał, że powinno być dobrze. Z kolei przy 200 m był większy stres, bo wiedziałem, że od tego startu będzie też bardzo dużo zależeć w przyszłości, czyli o rywalizację czwórki. Teraz możemy spokojnie czekać” – przyznał Kryk.
Trener z dziewczynami zbyt łatwego życia nie ma.
„Jestem wysportowany, a muszę już brać tabletki na nadciśnienie. To wszystko mnie wiele kosztuje. Czasem dziewczyny psują mi krew. A ja mam jakiś taki zmysł, że wchodzę do nich w tych momentach, kiedy nie powinienem. Pojawiają się dodatkowe nerwy. Gdzieś znajdę dodatkową butelkę wina, czy piwa, o której wcześniej nie wiedziałem. Nie chodzi o to, że nie wolno pić alkoholu, ale jest czas na to. A dziewczyny próbują od czasu do czasu coś przemycić. One też mają swój temperament i dlatego trzeba umieć szukać kompromisu” - zaznaczył.
Reprezentanci Polski wywalczyli w Rio dotychczas siedem medali - dwa złote, dwa srebrne i trzy brązowe. Igrzyska potrwają do 21 sierpnia.