Najnowsze rozporządzenie rządu przewiduje, że od 25 lipca trybuny nie tylko obiektów otwartych, ale także hal sportowych będą mogły być zapełniane w połowie. Do tego utrzymano obowiązek zakrywania ust i nosa, ale tylko do czasu zajęcia miejsca oraz w trakcie poruszania się po hali.

Reklama

- Już w maju mówiliśmy o tym, że powinniśmy działać w ten sposób. Na poziomie lokalnym, powiatowym. W tej chwili taki system staje się jeszcze bardziej potrzebny. Można by odstąpić od centralnie narzucanych zakazów właśnie na rzecz bardzo dobrego lokalnego zarządzania epidemią. Tam, gdzie zaczyna się dziać coś niedobrego, wprowadzamy ostrzejsze restrykcje, na przykład cofamy zezwolenie na wszelkie imprezy masowe powyżej 50 osób - uważa dr Grzesiowski.

- Dziś zrobienie halowych zawodów sportowych w lubuskim wiąże się z minimalnym ryzykiem. Taka sama impreza w niektórych powiatach na Śląsku byłaby absolutnie niedopuszczalna, bo jest tam bardzo dużo zachorowań - wyjaśnia.

W rozmowie ze Sportowymi Faktami Grzesiowski tłumaczy też, dlaczego w czasie przemieszczania się po hali maseczka jest konieczna, a po zajęciu miejsca można ją już zdjąć: - Maski mają pomagać ograniczać emisję wirusa w trakcie, gdy powstaje tłok, czyli podczas wchodzenia i wychodzenia. A jak już wszyscy siedzą, to dystans jest możliwy, dlatego można maskę zdjąć.

- To będzie wielki test z odpowiedzialności. Nie wiemy, czy jak na mecz albo na koncert przyjdzie pięciu kolegów, to będą się stosować do zasad, czy usiądą jeden obok drugiego. Jak jest się na imprezie, nie chce się pamiętać o obostrzeniach, kibicować w masce. I dlatego obawiam się, że nowe złagodzone przepisy prędzej czy później spowodują wzrost liczby zachorowań - zaznaczył immunolog.