Grzegorz Kowalczyk: Carl von Clausewitz twierdził, że wojna to kontynuacja polityki innymi środkami. To samo można powiedzieć o sporcie?
Seweryn Dmowski*: Tak. George Orwell określał futbol jako wojnę minus strzelanie i jest w tym stwierdzeniu sporo prawdy. Sport zawsze był upolityczniony – to lustro, które odzwierciedla, co się dzieje w społeczeństwie. Rywalizacja sportowa uwypukla otaczające je konflikty.
W czasie zimnej wojny rywalizacja między Wschodem a Zachodem przenosiła się również na stadiony. Wzajemnie bojkotowano olimpiady, a swoich sportowców wspierano nie zawsze dozwolonymi metodami. Igrzyska w Tokio, które rozpoczynają się w ten piątek, odbędą się przede wszystkim w cieniu COVID-19. Czy dziś polityka potrzebuje sportu?
Przed przełomem lat 1989–1991 dwublokowy podział świata ogarniał wszystko, więc nie mógł ominąć sportu. Zwłaszcza że ten polega na bezpośrednim konkurowaniu. W czasie zimnej wojny chodziło o symboliczną dominację jednych nad drugimi. Zwycięstwo sportowe oznaczało dla każdej ze stron słuszność obranego modelu rozwoju. Wraz z nowym porządkiem świata po upadku ZSRR zmienił się też charakter upolitycznienia sportu. Trudno teraz mówić o tak bezpośredniej rywalizacji mocarstw jak kiedyś. Dziś sport to raczej tygiel mniej lub bardziej czytelnych interesów: arena, na której poszczególne państwa – przede wszystkim organizatorzy i najmożniejsi – próbują wykazać swoją dominację. Do gry wchodzą też wielkie korporacje, a nawet sami zawodnicy.
Zawodnicy upolityczniają sport?
Może się tak zdarzać. Oczywiście prym wiodą tu państwa. Łatwo wskazać choćby przykład Igrzysk Olimpijskich w Berlinie zorganizowanych przez hitlerowskie Niemcy w 1936 r. czy mundial w faszystowskich Włoszech w 1934 r. Te wydarzenia miały być spektakularnym pokazem sprawczości zarządzanych dyktatorsko państw. Ale polityki w sporcie oczekują często również sportowcy i kibice. Dobrym przykładem był mecz Szwajcaria – Serbia podczas mistrzostw świata w 2018 r. Piłkarze albańskiego pochodzenia grający w kadrze szwajcarskiej podczas spotkania układali ręce w kształt orła symbolizującego kraj, z którego się wywodzą, by prowokować skonfliktowanego z Albanią rywala.
Oficjalnie jednak dąży się do tego, by sport był apolityczny.
Oczywiście to też znak czasów. Spór dotyczy jednak pojmowania polityczności. Czy transparent „Refugees Welcome” (Witamy uchodźców), wywieszony na meczu piłkarskim toczącym się w roku kryzysu uchodźczego, to głos w sporze politycznym, czy apolityczna i humanitarna walka o prawa człowieka? A jeśli to drugie, to czy kontrtransparent „Refugees not welcome” też nie jest polityką? Zdania zapewne będą podzielone w zależności od poglądów. Ale z politologicznego punktu widzenia to zagadnienie polityczne.
*Seweryn Dmowski doktor politologii, wykładowca na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW, badacz relacji sportu i polityki