ROBERT PIĄTEK: Podobno organizuje pan pucz przeciwko prezesowi Lacie i chce poddać pod głosowanie wotum nieufności wobec niego.
KAZIMIERZ GREŃ:
Nie, to nieprawda. Dobrze, że dzwoni pan do źródła, bo nie wiem, skąd wzięły się takie pogłoski. Jutro nie będę nawet na zebraniu zarządu. Tego typu wnioski mogą być poddawane pod głosowanie jedynie podczas zjazdu związku. Zapraszam natomiast w czwartek na konferencję prasową, na której będę miał do powiedzenia kilka ciekawych rzeczy.

Reklama

Nie może pan wyjawić ich teraz? Jak pan ocenia trwające rok rządy prezesa?
Nie chcę wyprzedzać faktów. O wszystkim powiem na konferencji.

To niech pan chociaż powie, jak ocenia pan całą procedurę powołania nowego selekcjonera reprezentacji.
(śmiech) Proszę wybaczyć, że trochę się zaśmiałem, ale uważam, że ta cała komisja to tylko sztuka dla sztuki. Z samego szacunku dla kandydatów powinna spotkać się z nimi, wysłuchać ich. Zarząd miał tylko pomagać. Tymczasem według mojej wiedzy z kandydatami rozmawiali zaledwie dwaj ludzie - Grzegorz Lato i Antoni Piechniczek, czasem jeszcze obecny był Zdzisław Kręcina. Nie tak to miało wyglądać.

Kto według pana będzie nowym selekcjonerem?
Nie wiem. Prawdopodobnie ten wybór zostanie dokonany bez mojego udziału. Trudno. Nie mam pojęcia, jakie kryteria będą decydowały. Andrzej Strejlau, który niby jest w komisji, wypowiadał się w prasie, że o spotkaniu z Franciszkiem Smudą dowiedział się już po fakcie. Teraz okazało się, że wspomniani przeze mnie panowie spotkali się także z Henrykiem Kasperczakiem. Podkreślam: z kandydatami spotykają się dwaj panowie, a nie komisja.

Reklama

Czyli cała komisja jest według pana fikcją?
To wszystko jest śmieszne. Jeśli wybór ma się odbywać w ten sposób, to nie trzeba było tej komisji w ogóle powoływać. Powiem panu więcej: Andrzej Strejlau nawet nie wiedział, że jest w komisji.

Jak to możliwe?
Po prostu. Nikt go o tej nominacji nie poinformował. Zresztą to nie pierwszy taki przypadek w PZPN. Kiedy były powołania do komisji odwoławczej do spraw licencji, to Zbyszek Lewicki, który został przewodniczącym, był mocno zaskoczony swoim wyborem. "To ja jestem w komisji?" - pytał. Dla świętego spokoju zgodził się objąć tę funkcję, choć nikt go nawet nie zapytał o zdanie. Podobnych przypadków mógłbym wymienić więcej.

A kogo pan widziałby w roli selekcjonera?
Na pewno znakomitym kandydatem jest Franciszek Smuda. No może nie znakomitym, ale bardzo dobrym, bo znakomitym byłby trener z górnej półki europejskiej. Jednak na takiego jeszcze długo nie będzie nas stać. Słyszałem, że wpłynęły dwie oferty od trenerów z zagranicy, ale nie wiem, bo nie widziałem tych zgłoszeń. Wiem to tylko z rozmów kuluarowych.

Reklama

Pan nie dołącza do chóru przeciwników zatrudniania zagranicznego trenera?
Nigdy nie byłem przeciwnikiem selekcjonerów obcokrajowców. O tym, że nie jest to zły pomysł, świadczy przykład siatkówki. Mieliśmy jednego trenera z zagranicy i był wielki wyczyn w postaci wicemistrzostwa świata, teraz mamy drugiego i mamy drugi sukces - mistrzostwo Europy. Tymczasem słyszę, że na niektórych ludzi z PZPN zagraniczny selekcjoner działa jak płachta na byka, jest mowa o polskiej myśli szkoleniowej. Według mnie dla niektórych czas stanął w miejscu.

I pan chce walczyć z tymi absurdami? Jak?
Zapraszam na moją konferencję. Moi przeciwnicy chcieliby ze mnie zrobić oszołoma, tak jak robi się oszołoma z Palikota, ale ja oszołomem nie jestem. Ja się biję na argumenty.