Jak traktujecie spotkanie z Polską?
Bardzo poważnie - odpowiada DZIENNIKOWI Goor.

Ale przecież i tak nie macie szans na awans.

Jednak gramy dla swojego kraju, to wystarczająca motywacja. Wiem, wiem - dla Polski to jest bardzo ważny, przepraszam, najważniejszy mecz. Jeśli zwyciężycie, będziecie w mistrzostwach Europy. Ale na pewno nie pozwolimy wam tak po prostu łatwo wygrać.

Piłkarze Serbii chcą wam zapłacić milion euro. Faktycznie - warto pokonać Polskę.

Chce mi się z tego śmiać. Po pierwsze - nie wierzę w to. Po drugie - takie rzeczy są niedopuszczalne w futbolu. Przecież to mecz o awans do mistrzostw Europy! Nie ma takiej możliwości.

Podobno prawo belgijskie mówi, że jeśli przyjęlibyście pieniądze, czeka was więzienie.
Oczywiście! To normalne, że za takie rzeczy idzie się za kratki. Dlatego nie ma mowy o czymś takim. Gramy o pieniądze, ale te legalne. To też motywacja.

Jak chcecie zwyciężyć w Chorzowie, mając tak młody i niedoświadczony zespół?
Ostatnio idzie nam dużo lepiej. Podczas eliminacji nie pokazywaliśmy swoich możliwości w każdym meczu, byliśmy nieskuteczni. Dlatego w wielu spotkaniach straciliśmy punkty.

Co się zmieniło?
Dopiero się zmienia. W ostatnich latach graliśmy w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Ale nie da się zakwalifikować do każdego turnieju. Teraz jesteśmy na etapie budowy drużyny. Mamy kilku doświadczonych piłkarzy, ale myślimy raczej o przyszłości. To o nią gramy. Przecież to nie jest ostatni mecz belgijskiej reprezentacji. Młodzi piłkarze chcą się pokazać trenerowi, chcą udowodnić, że warto na nich postawić w kolejnych latach.

Przyszłość może być piękna, ale na razie widać, że belgijska piłka przeżywa kryzys.

Tak. W tej chwili można tak powiedzieć. To się objawia chociażby w grze naszych najlepszych drużyn klubowych - Standardu Liege, Brugge i Anderlechtu. Nie radzą sobie ostatnio najlepiej w Europie.

Jest pan zaskoczony, że Polska gra w eliminacjach tak dobrze?
Nie. Macie przecież dobrych piłkarzy. Reprezentacja świetnie gra w obronie, traci mało goli. Dlatego jesteście liderami w naszej grupie.

Zna pan Leo Beenhakkera?
Tak. Spotkaliśmy się kilka razy, raz nawet zjadłem z waszym selekcjonerem kolację. Bardzo inteligentny człowiek, bardzo wytrawny znawca futbolu. Wie, co robi. Kiedy staje przed grupą piłkarzy i przemawia do nich, myślą: „tak, masz rację”. Wszędzie, gdzie pracował, radził sobie świetnie.

Grał pan z Polakami: Karwanem, Wichniarkiem, Żewłakowem, a dziś z Wasilewskim. Jacy to piłkarze?
Zapomnieliście jeszcze o Ebim Smolarku. Nie grał w Feyenoordzie dużo, bo miał mocnego konkurenta. Jak on się nazywał...

Romeo Castelen.
Właśnie! Od tamtej pory nie śledzę jednak kariery Ebiego. Wiem, że grał w Dortmundzie, a teraz jest w Racingu Santander.

Wie pan, że teraz Karwan gra w polskiej drugiej lidze?
Naprawdę?! To dla mnie szok. Przed jego przyjściem do Herthy mówiło się o nim tylko dobrze. To miał być najlepszy piłkarz z Polski. Niestety, zapomniał tego pokazać na treningach. Wydaje mi się też, że nie był zbyt twardy, a taki musisz być w Niemczech. Druga sprawa to bariera językowa - nie było komunikacji. Czasami widzieliśmy, że Karwan coś umie, miał przebłyski podczas treningu. Ale to za mało.

Może trenerzy nie poznali się na nim? W Hercie był też wtedy polski bramkarz, bardzo dobry, ale nie dostawał szansy gry.
Tomek Kuszczak, bardzo miły chłopak. Kiedy przeszedł do Manchesteru United, byłem w szoku. Nawet mimo tego, że znałem jego możliwości, widziałem go w kilku meczach West Bromwich Albion. Anglia to była jego najlepsza decyzja. Manchester jest przecież jednym z najsilniejszych klubów świata, tam słabi piłkarze po prostu nie trafiają. W Berlinie tego nie dostrzeżono. Nikt nie mógł w niego uwierzyć, bo po prostu nie dostał szansy. Myślę, że Tomek śmieje się teraz z Herthy.

A Wasilewski?
Silny, bardzo dobry obrońca, który świetnie radzi sobie w Anderlechcie.

Wiemy, że Marcin nauczył piłkarzy Anderlechtu kilku polskich słów...

O tak, znam. Na przykład k...a. Trochę gramy w pokera (śmiech). Ale to słowo znałem już wcześniej. I jeszcze „spokojnie”. Przydaje się na treningach, bo Marcin grywa ostro.

To trochę za mało do komunikacji na boisku.
Porozumiewamy się trochę po angielsku, trochę po francusku, a reszta to język futbolu. Wiem, że Wasilewskiemu jest trudno, bo sam grałem w zagranicznych klubach. Ale uczy się i wszyscy go tutaj akceptujemy. Jest ważną częścią naszej grupy.

Jak dotąd nie powiedział pan złego słowa o polskich piłkarzach. Nie możecie nam po prostu pozwolić wygrać?
(śmiech) Przykro mi. Nie rozdajemy prezentów!

Jak to nie? A Van Buyten w pierwszym meczu (popełnił błąd, po którym Radosław Matusiak strzelił gola - przyp. red.)?
No tak, tu mnie macie (śmiech).

To może być mecz o posadę waszego selekcjonera.

Sam nie wiem, co się z nim stanie. Raz jest dobry, raz zły. Ma odejść, a jednak zostaje. Na pewno Vandereycken poprowadzi nas w meczu z Polską. Nikt nie będzie wykonywał nerwowych ruchów do tego spotkania.

Zatrudnijcie selekcjonera z zagranicy, to daje efekty!
Mamy dobrych trenerów w Belgii. Kiedy są wyniki, to każdy szkoleniowiec jest w porządku. Belg nie ma sukcesów? Zatrudnijcie kogoś z zagranicy! Gdyby jemu szło słabo, od razu podniosłyby się głosy krytyki. Dlaczego zatrudniamy obcych, niech kadrę prowadzi Belg! Zawsze to samo - najlepszy jest każdy inny trener, tylko nie ten, który właśnie prowadzi reprezentację




















































Reklama