Powiedział pan, że gra dla Polski, a nie dla Leo Beenhakkera. Co to znaczy?
Ireneusz Jeleń: To znaczy, że na zgrupowanie przyjeżdżam nie dla Holendra. Oczywiście, jeśli mnie powoła to będę szczęśliwy i nie odmówię. Ale o czym ja w ogóle dyskutuję – nie wierzę w powołanie. Przecież to pan Beenhakker powiedział, że nie pasuję do jego koncepcji i szuka kogoś innego. Nie jestem głupi i wiem o co chodzi. Z tym, że już u niego nie zagram pogodziłem się.
Gra pan w lidze francuskiej i strzela gole. Ostatnio otrzymywał pan niezłe noty od „France Football”. To za mało, aby grać w reprezentacji?
Każdy trener ma swoich ludzi, ulubionych piłkarzy i nie zaliczam się do tej grupy. Pewnie jakbym strzelił dwadzieścia goli w lidze, to selekcjoner zastanawiałby się co zrobić z tym fantem. Może pod naciskiem prasy powołałby mnie? W sezonie 2006/07 strzeliłem w lidze i europejskich pucharach piętnaście goli. I nic z tego nie wynikło.
Tak już było. Zagrał pan w towarzyskim meczu z Ukrainą i nie zachwycił.
A ktoś zachwycił? Cała drużyna zagrała słabo i Jeleń ani nie był najgorszy na boisku ani najlepszy. Tylko, że inni nadal są powoływani, a ja nie. Zauważyłem pewną prawidłowość – kiedy media domagają się, aby pan Beenhakker powołał kogoś, kogo tylko on nie dostrzega w końcu łaskawie to robi. Zazwyczaj na mecz towarzyski. Drużyna gra słabo, a delikwent później może o występach w narodowych barwach zapomnieć.
O co w tym wszystkim chodzi?
Wydaje mi się, że trener Beenhakker zaczął gubić się w swojej koncepcji. Da się to zauważyć po ostatnich meczach. Widać to szczególnie po tym, kogo powołuje do reprezentacji, jak się zachowuje na konferencjach prasowych czy podczas meczu. Tak nie zachowuje się człowiek pewien swoich racji.
A może to pan za bardzo narzeka? Szansę w meczu z Ukrainą pan dostał i był zapewne świadomy, że aby zostać na dłużej trzeba zagrać lepiej niż przeciętnie.
Jadąc tam doskonale wiedziałem że to moja jedyna szansa, że nie jestem lubiany przez Holendra. I jeszcze jedno – już wspominałem to wcześniej. Wiedziałem, że jadę tylko po to, aby uciszyć tych, którzy domagali się mojego powołania. No i co? Biegałem, starałem się. Ale przecież dużo nie da się zrobić, kiedy nie idzie całej drużynie. Widać to po postawie chociażby Kuby Błaszczykowskiego. Dobrze zagrał w meczu ze Słowenią i co z tego? Straciliśmy punkty.
Przekreślił się pan tylko słabym występ przeciwko Ukrainie?
Nie. Beenhakker przez całe zgrupowanie nie zamienił ze mną słowa! Już na samym początku, na dzień dobry pokazał, że ma mnie w głębokim poważaniu.
Pan nie jest pierwszym, który tak został potraktowany. Z Arturem Wichniarkiem było podobnie...
Słyszałem. Proszę sobie wyobrazić – odkąd pan Beenhakker jest selekcjonerem, a minęły już ponad dwa lata nie odezwał się do mnie nawet słowem! Przecież to jest chore.
Reprezentacja to nie jest klub dyskusyjny. Tu się kopię piłkę, a nie gada przy kawie.
W piłkę trochę lat już gram i z taką sytuacją nie miałem jeszcze do czynienia. Przecież miałem prawie półtoraroczną przerwę w występach w reprezentacji. Jak się przyjeżdża na zgrupowanie po takiej przerwie, to człowiek czuje się po prostu obco. Dobrze byłoby, jakby Beenhakker chociaż powiedział, czego ode mnie oczekuje. A najfajniej stałoby się, jakby powiedział prosto z mostu – nie potrzebuję cię i nie licz na następne powołania.
Prędzej Beenhakker powoła Jelenia, czy odejdzie z polskiej kadry?
To drugie, ale chciałbym się mylić. Jedno jest pewne – kibicuję reprezentacji to znaczy Beenhakkerowi i moim kolegom. Życzę im awansu do mistrzostw świata.