Tym samym Ronaldo został trzecim zwycięzcą z Portugalii (po Eusebio i Luisie Figo), czwartym z Manchesteru United (po Denisie Lawie, Bobbym Charltonie i Georgu Beście – ten ostatni wygrał w 1968 r, więc kolejny piłkarz Czerwonych Diabłów musiał na ten zaszczyt czekać aż 40 lat) i szóstym z ligi angielskiej.

Reklama

Ronaldo wygłosił kilka zwyczajowych formułek, typu: „To jeden z najlepszych dni w moim życiu. Jako dzieciak marzyłem o wygraniu tego trofeum. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że to spełnienie moich snów”.

Jak nakazuje zwyczaj nie zabrakło też peanów pochwalnych pod adresem konkurentów, których Portugalczyk pokonał bezapelacynie. Zawodnik Manchesteru dostał 446 głosów, drugi był Lionel Messi z Barcelony, który jednak otrzymał tylko 281 głosów, trzeci - Fernando Torres - zanotował 179 głosów. "To jest niesamowite, przecież ja mam dopiero 23 lata. Niewiarygodne. Jeszcze lepiej się czuję, gdy spojrzę z jakimi wspaniałymi piłkarzami wygrałem. Messi jest drugi, Torres trzeci, a Xavi piąty" -mówi Ronaldo.

Po raz pierwszy od dawna Złotą Piłką wyróżniony nie został bohater mistrzostw Europy lub mundialu. A do tej pory było to niepisaną regułą. Dlatego przed tegoroczną edycją sporo mówiło się o ewentualnym zwycięstwie Xaviego, który został uznany najlepszym piłkarzem Euro 2008, a także przepowiadano triumf Ikera Casillasa. Tym razem zadziałała jednak inna niepisana reguła – bramkarze w plebiscycie France Football nie mają właściwie żadnych szans. Ostatnim golkiperem, który został uznany najlepszym piłkarzem w Europie, był w Lew Jaszyn w... 1963 roku!

Ronaldo, mimo że na Euro zawiódł całkowicie kończący się powoli rok może zaliczyć do wyjątkowo udanych. Razem z MU wygrał ligę angielską, a przede wszystkim triumfował w finale Ligi Mistrzów. Ten ostatni mecz pokazał zresztą dwa oblicza młodego Portugalczyka – z jednej strony strzelił gola, który dawał Manchesterowi prowadzenie, z drugiej to właśnie on nie potrafił wykorzystać karnego w konkursie jedenastek. Wydawało się, że przez pudło Cristiano to jednak Chelsea sięgnie po trofeum. Kto mógł przypuszczać, że John Terry się pośliźnie...

Ronaldo albo się kocha, albo nienawidzi. Już dawno żaden piłkarz nie wzbudzał tylu emocji, zarówno wśród kibiców, jak i fachowców. Portugalczyk wyraźnie idzie śladami Davida Beckhama i powoli staje się gwiazdą popu, z drugiej jednak strony, w przeciwieństwie do poprzednika, wciąż jest kapitalnym piłkarzem. Zachwyca nieziemskimi wręcz umiejętnościami technicznymi, ale często wyraźnie ich nadużywa - wedle niektórych uprawia sztukę dla sztuki. Poraża ilością strzelanych goli, co jest jeszcze większym wyczynem, kiedy zdamy sobie sprawę, że nie występuje na pozycji wysuniętego napastnika. Z drugiej jednak strony w tych najważniejszych meczach sezonu trafia rzadko. Ludzie podziwiają jego determinację i fakt, że wyrwał się z biedy (urodził się w skleconej z dykty chatce na Maderze), jednocześnie kpią ze stylu życia jaki prowadzi - wszystko najdroższe, najbardziej błyszczące, najlepiej z widocznym wielkim logo). A już do szewskiej pasji doprowadziła niektórych kibiców jego wypowiedź, że czuje się niewolnikiem (gdy zablokowano tego lata jego transfer do Realu Madryt). Co to za niewolnik zarabiający grubo ponad 100 tysięcy funtów tygodniowo?

To właśnie dlatego grupa Ronaldo-lovers jest tylko nieco większa od Ronaldo-haters. Z drugiej strony ostatnim piłkarzem, który wzbudzał takie emocje - pomijając Beckhama - był chyba... Diego Maradona. A to już komplement porównywalny do zdobycia Złotej Piłki.