Gdybyśmy prześledzili wszelką aktywność UEFA i FIFA na polu planowania i reformowania, to okazałoby się, że władze europejskiej i światowej federacji są wyjątkowo radykalne. Pomińmy pomysły absolutnie oderwane od rzeczywistości, np. zakaz transferów zawodników poniżej 18. roku życia. I weźmy na przykład sędziowanie. Kilka lat temu FIFA powołała specjalny zespół złożony głównie z naukowców, który miał odpowiedzieć na pytanie, od czego najbardziej zależy przyszłość futbolu. W wielkim skrócie wyszło na to, że głównie od sędziowania (raport komisji powstał po pamiętnym mundialu w Korei i Japonii).

Reklama

Wprawdzie eksperyment z czipami w piłkach się nie udał (czip wysyłał sygnał także wtedy, gdy piłka nie przekraczała linii bramkowej, więc arbiter myślał, że padła bramka, gdy tak naprawdę nie padła), ale może uda się eksperyment z pięcioma sędziami. Dwóch dodatkowych stałoby przy bramce i interweniowałoby głównie w sytuacjach spornych w polu karnym. Przetestowano to już w meczach międzypaństwowych do lat 19. Według UEFA spadła liczba symulantów, pociągnięć za koszulek i brutalnych fauli, więc pięciu sędziów pojawi się po raz kolejny - już na mecze eliminacji do Ligi Europejskiej. Dlaczego dopiero teraz? Mówiło się, że zmian boją się sędziowie, ale nie w tym problem. "Arbitrzy są absolutnie za. Gdyby to ode mnie zależało, to natychmiast wprowadziłbym te zmiany nie tylko w Lidze Europejskiej, ale też w polskiej ekstraklasie" - mówi nam Rafał Rostkowski, polski arbiter międzynarodowy. "Dla nas to oczywiste, że im większe sędziowie mają wsparcie, im więcej par oczu patrzy na każdą akcję, tym mniej błędów arbitrzy popełniają" - dodaje.

Blatter twierdził, że w futbolu musi być obecny "czynnik ludzki" i że trzeba grać na tych samych zasadach i w Londynie, i gdzieś w Nairobi. Jednak uzmysłowił sobie, że to tylko utopia. Jeśli kenijskiej federacji nie będzie stać na pięciu sędziów, to nic. Futbol będzie się rozwijać gdzie indziej. Na szczęście inne zmiany proponowane przez działaczy nie wymagają sporych nakładów finansowych. Wymagają za to odrobiny tolerancji. Wyobraźmy sobie na przykład, że w 80. minucie Mariusz Lewandowski fauluje rywala i dostaje żółtą kartkę. Według proponowanych zmian musiałby zejść na dziesięć minut. Gdyby po chwili Marcin Wasilewski również dostał żółtą kartkę, mielibyśmy już dwóch piłkarzy poza boiskiem. A na boisku jedenastu Albańczyków na dziewięciu Polaków - przez ładnych parę minut. I sensacja wisi w powietrzu.

Oczywiście dziwne, ale być może takie rozwiązanie zmniejszyłoby liczbę fauli (i zakończyłoby kariery takich piłkarzy jak Wojciech Szala...). "Pojawia się jednak kilka wątpliwości. Na przykład, czy ukarana drużyna nie zacznie przez dziesięć minut grać ultradefensywnie" - powiedział szef irlandzkich sędziów Donald McVicar.

Reklama

Na Euro 2012 możemy być świadkami jeszcze innej rewolucji. W jednej z reklam firmy Nike młody piłkarz dostaje się do drużyny Arsenalu, gra z Manchesterem, kiwa go Cristiano Ronaldo, potem gra z Interem, przepycha się z Marco Materazzim i tak dalej. Wszystko widzimy oczami tego piłkarza. UEFA doszła do wniosku, że to może być absolutny strzał w dziesiątkę - przyszłość telewizji i całej piłki. Malutkie kamerki z mikrofonem, znane z filmów o Jamesie Bondzie, zainstalowane gdzieś w okolicach ramion zawodników pozwoliłyby nie tylko na śledzenie akcji z nowej perspektywy, ale też na podsłuchiwanie tego, co krzyczą do siebie Ronaldo z Materazzim. Kto nie chciałby widzieć tego, co widzi Leo Messi dryblujący przez pół boiska? Albo słyszeć to, co mówi Artur Boruc, gdy puszcza babola? Nawet gdyby to było tylko jedno długie "piiip".