Ekonomiści co do jednego są jednak zgodni, nie zawsze - a nawet dość rzadko - rekordowe transfery idą w parze z osiągnięciami czysto sportowymi.
Stefan Szymański - Polak z pochodzenia, profesor ekonomii sportu w londyńskiej Cass Business School tak, specjalnie dla „Dziennika”, analizuje sytuację: "Transfery to hazard. I to bardzo kosztowny hazard! Real właśnie wydał 80 milionów funtów na Cristiano Ronaldo, ale co jeżeli jutro Ronaldo dozna poważnej kontuzji? Oczywiście klub zawiera specjalne ubezpieczenie na taką ewentualność, ale z mojej analizy nie wynika, by pokrywało ono sumę transferu. Zakup nowego piłkarza to zawsze loteria. Zmiana klimatu, miejsca zamieszkania. Nie wiadomo jak wprowadzi się do nowej drużyny. Kolejna niewiadoma to zmieniająca się forma. Kupowanie piłkarza, który jak to jest w przypadku Ronaldo, dopiero co osiągnął wielki sukces, przypomina nieco kupowanie akcji jakiegoś przedsiębiorstwa po tym, gdy świat ujrzały doskonałe wiadomości na temat tej spółki. Wiadomo, że akcje idą w górę, ale wiadomo też, że będą musiały zacząć spadać".
>>>Ronaldo do Realu za 93 miliony euro! To rekord!
Szymański zadał sobie trud i przeanalizował 40 angielskich klubów i ich transfery w latach 1978 - 1997 i wyszło mu, że na wyniki sportowe znacznie bardziej przekładają się pensje płacone zawodnikom. Im więcej pieniędzy szło na zarobki piłkarzy, tym lepsze klub osiągał wyniki.
Simon Chadwick jest doktorem ekonomii sportu na uniwersytecie w Coventry. On także zgadza się z tezami Szymańskiego. "Przede wszystkim zupełnie nie wiadomo, jak ci piłkarze zadomowią się w zespole. Istnieje coś takiego jak dynamika drużyny. To musi być przede wszystkim zespół. Tymczasem piłkarze, których Perez sprowadzał za pierwszej kadencji, i ci, których sprowadza teraz, to doskonale opłacani indywidualiści. Nie wiadomo, czy będą pasowali do zespołu, do stylu, w jakim ten zespół ma grać. Oczywiście wiadomo, że są to fantastyczni sportowcy, ale nie zawsze, to znaczy, że w każdych warunkach będą wnosić tyle samo do zespołu. Najtragiczniejszą postacią w całej tej układance jest nowy szkoleniowiec Realu Manuel Pellegrini. To nie on dokonuje transferów, tylko prezes z dyrektorem sportowym, ale on będzie musiał te wielkie gwiazdy ułożyć w zespół. Jeżeli w okolicy świąt Real będzie w środku tabeli, Pellegrini straci pracę. Zapłaci głową za nie do końca swoje dzieło".
>>>Real Madryt kupił kolejną gwiazdę
Klasa sportowa i wyniki to jedno, w czasach jednak gdy futbol stał się wielkim biznesem, równie ważne dla Pereza mogą być wyniki finansowe. Inaczej rzecz ujmując - ile pieniędzy zarobi na tych wielkich transferach. "Z biznesowego punktu widzenia to są świetne ruchy" - mówi Chadwick z wielkim przekonaniem. "Real Madryt jest przedstawicielem nowego nurtu.To już nie jest sport, tylko postsport. Politykę transferową klubu porównałbym do Hollywood i tamtejszych superprodukcji. Co jakiś czas powstają filmy z niesamowitą obsadą, największymi gwiazdami Tomem Cruisem, Bradem Pittem i kim tam jeszcze. Widzowie chcą ich oglądać i pójdą do kina, nawet jeżeli sam film nie jest najwyższych lotów. Ale w tym przypadku chodzi o przychód" - ekscytuje się Chadwick. "Real według moich wyliczeń może zarobić na Kace i Ronaldo nawet do 125 milionów funtów rocznie. Trzeba będzie jednak nieco przerobić markę, jaką jest Ronaldo. Badania pokazują, że kibice najbardziej cenią piłkarzy, którzy poświęcają się zespołowi. Idealnymi przykładami są Maradona i Messi. Obaj z niesamowitymi umiejętnościami indywidualnymi, ale zarazem obaj grali tak, by korzystał zespół. Ronaldo tego nie ma. Żeby jego koszulki i pamiątki z nim związane sprzedawały się jeszcze lepiej, trzeba go nieco przebrandować. Innym dobrym przykładem jest Beckham, który nie był fenomenalnym zawodnikiem, ale także fantastyczną częścią drużyny. Według różnych źródeł Real zarobił na Beckhamie od 300 nawet do 600 milionów dolarów. Teraz należy spodziewać się jeszcze większego zwrotu Realu na wschodnią Azję, która jest najbardziej dynamicznym rynkiem. Europa już jest nasycona. Będzie jeszcze więcej pokazowych meczów, organizowanych w tamtym rejonie świata spotkań z piłkarzami itd".
>>>Tak będzie wyglądał skład Realu
Znacznie bardziej sceptyczny wobec tego, jak dobrym biznesem są wielkie transfery Realu, jest Szymański. "Rozumiem, co mówi Chadwick, ale nie zgadzam się z nim. Dane na temat Beckhama są takie, a nie inne, ponieważ takie właśnie zostały podane do wiadomości przez szefostwo Realu. Ani ja, ani Simon nie widzieliśmy ksiąg Realu. Pozostaje bardzo sceptyczny do tych liczb.Kluby zarabiają głównie na trzech rzeczach: Sprzedaży biletów, a więcej ich już sprzedać nie mogą. Stadion ma ograniczoną pojemność. Sprzedaży praw telewizyjnych. Wiele więcej też z tego tytułu nie dostaną po transferach Ronaldo i Kaki. I tak już są w Hiszpanii hegemonem. No i trzeci ważny dochód to sprzedaż pamiątek. Koszulka kosztuje jednak między 80 a 90 euro. Dajmy na to, że klub zarabia na jednej około 40 euro. To ile tych koszulek musieliby sprzedać? Ponad dwa miliony! To nierealne. Tyle się mówi o miłości Azjatów do Realu, ale proszę tam pojechać. Wszyscy chodzą w podróbkach.
Pozostaje wobec tego pytanie - dlaczego Real i Perez decydują się na takie transfery? Obaj ekonomiści są w tym przypadku zgodni - robią tak dlatego, że są... Realem Madryt. "Trzeba zrozumieć ten klub. Ma niesamowicie silne związki z koroną Hiszpańską, z establishmentem, z rządem. Oni muszą przyćmiewać inne zespoły, w szczególności Barcelonę. A kto wygrał ostatnie mistrzostwo i Ligę Mistrzów" - retorycznie pyta Szymański.
"Real to wyjątek" - potwierdza Chadwick - i wyjątkowo traktują go także banki. Pożyczki na ostatnie transfery udzieliła klubowi La Caixa. Największy hiszpański bank z siedzibą w Barcelonie. Swoją drogą sponsor FC Barcelona. Wiele wskazuje na to, że gwarantem tej pożyczki może być nawet rząd albo rodzina królewska...
"Coraz więcej na to wskazuje" - zgadza się Szymański. "Jest ona tak preferencyjna i tak zabezpieczona, że być może wcale nie musi być spłacona na normalnych rynkowych zasadach... Wszystko w imię tego, by Real był największą drużyną świata i w Hiszpanii.