Co pan jeszcze robi w tej szwedzkiej drugiej lidze?
Marcin Burkhardt: Wiem, że się tam marnuję, ale na razie nie mogę zmienić klubu. Szefowie IFK Norrkoping nie chcą mnie puścić za jakieś normalne pieniądze. Jestem zablokowany. Co wieczór kładę się do łóżka z myślą, że powinienem stąd odejść. Z drugiej strony nie mam też za dużo opcji. Z tego co wiem, żaden polski klub nie jest mną zainteresowany, więc nawet powrót do kraju nie wchodzi w rachubę. Trudno. Na pewno muszę tu jeszcze trochę pograć, a potem zobaczymy.
Norrkoping jest na 12. miejscu, ma aż 14 punktów straty do miejsca, które gwarantuje grę w barażach. Więc nawet jeśli pan zostanie, to raczej lepiej nie będzie.
Oj, chyba ciężko będzie awansować. Ostatnio przegraliśmy mecz u siebie. Teraz gramy spotkanie z liderem, czyli pewnie będziemy jeszcze niżej w tabeli.
Będzie się panu chciało grać przeciwko takim zespołom jak Vasalunds, Angelholms czy Trollhattan?
To normalne, że wolałbym lepszych rywali. Tym bardziej że widzę, jak moja forma rośnie. Czuję się pewniej, mam więcej doświadczenia. Wciąż mam nadzieję, że dojdę do porozumienia z działaczami i będę mógł na normalnych warunkach odejść z klubu. Nie chcę tracić kolejnego roku w drugiej lidze szwedzkiej.
Dlaczego działacze chcą za pana aż milion euro?
Naprawdę nie mam pojęcia, to pytanie do nich. Nie wiem, skąd oni sobie wymyślili taką sumę, skoro niedawno zawodnik lidera drugiej ligi, Mjallby, odszedł do NEC Nijmegen za pół miliona euro – dziewiętnastolatek, który strzelił trzynaście goli i miał siedem asyst… To wszystko jest troszeczkę, że tak powiem, nie w tę stronę. Ja na pewno dłużej niż do końca mojego kontraktu tu nie zostanę. Już powiedziałem im, że nie podpiszę kolejnej umowy. Nie widzę tu swojej przyszłości.
Jak Metalist Charków zareagował na żądania Szwedów?
Ukraińcy byli zszokowani. Powiedzieli, ile mogą zapłacić, i na tym poważna rozmowa się skończyła. Potem jeszcze starałem się przez menedżera kontynuować negocjacje, ale sprawa była stracona. Teraz mieli jeszcze dzwonić z Charkowa, ale jakoś nie dzwonią.
Podobno po zerwaniu negocjacji nie chciał pan już grać w IFK i zaczął przedstawiać zwolnienia lekarskie…
Żadnego zwolnienia nie było. Po prostu powiedziałem, że już nie chcę grać więcej dla IFK. Jasno stawiam sprawę. Oczywiście mogę mówić, że nie chcę, ale z drugiej strony mam jeszcze ważny kontrakt.
Sądzi pan, że Szwedzi uwzięli się na pana, chcą zrobić na złość?
Ciężko powiedzieć. Chcą na mnie zarobić pieniądze. Ale to chyba nie jest po złości. Po prostu trochę ich poniosło. Pocieszam się, że okno transferowe jest otwarte do 31 sierpnia.
Rozmawiał pan potem z działaczami IFK. Chyba nie było uprzejmości?
Dyskusja była niemiła, bo trochę w szwedzkiej prasie się poskarżyłem, że jestem zawiedziony całą tą sytuacją. Miałem potem jeszcze jedną rozmowę z prezesem, ze sztabem, ale wszystko jest już wyprostowane.
Ale żal chyba pozostał?
To nie jest tak, że coś szybko mija i o tym zapominamy. Charków był dla mnie dużą szansą. To dobry zespół, pojawiła się możliwość gry w Lidze Europy. Liga ukraińska jest mocniejsza od ligi polskiej. Żal na pewno jest, ale nie podbiegnę pod trybunę dla VIP-ów i nie pokażę prezesowi obraźliwego gestu. Nie jestem typem człowieka, który chce coś na siłę udowodnić.
Zamierza pan postawić sprawę na ostrzu noża - albo teraz dacie mi odejść, albo…?
Powiedziałem, że albo teraz, albo odejdę, jak mi się kontrakt skończy, i klub za mnie nic nie dostanie. Bo to, że odejdę w listopadzie, jest chyba mało prawdopodobne. Postawiłem takie warunki, że żaden drugoligowy klub nie będzie w stanie im sprostać.
Nie traktują teraz pana w Norrkoping jak śmierdzące jajo?
Nic z tych rzeczy. We wtorkowym meczu z Mjallby wszedłem na 20 minut. Publiczność przyjęła mnie bardzo dobrze. Skandowała moje nazwisko, biła brawo itd. W miarę dobrze grałem, trzy strzały, kilka dobrych podań. Niestety przegraliśmy. Wiem, że moja gra podoba się działaczom. I że mimo wszystko chcą mnie sprzedać. Tylko tak dziwnie się składa, że jak znalazłem sobie klub, to w końcu mnie nie sprzedali. Ja zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Oni też teraz muszą martwić się, co dalej.
Do tej pory grał pan w pierwszym składzie, teraz rezerwa. To ma jakiś związek z tym, że uparł się pan na Metalist?
Nie, jak mnie nie było w Szwecji, to Norrkoping wygrał 5:1. Trener nie chciał zmieniać składu. Chyba tylko z tego powodu.
Kiedyś była Legia i reprezentacja. Czas leci, a pan jest rezerwowym w drugiej lidze…
Nie podchodzę do tego w ten sposób, że mi szkoda tych kilkunastu miesięcy spędzonych w Szwecji. Nikt z Polski nie widział mnie tu na żywo. Na pewno jestem innym zawodnikiem, niż byłem kilka lat temu, gdy biegałem po boiskach ekstraklasy. Jestem już lepiej przygotowany fizycznie. Paradoksalnie pomogła mi kontuzja, bo musiałem podczas rehabilitacji ćwiczyć nad różnymi partiami mięśni. Czuję się silniejszy, mocniej stoję na nogach. Udaje mi się przepchnąć rywala, powalczyć. Tego mi brakowało, bo w lidze polskiej byłem takim chucherkiem.
Menedżer czegoś panu szuka, aby zdążyć z transferem do końca sierpnia?
Na razie nic nie wiadomo. Powiedział, żebym czekał.
Tęskni pan za Polską?
Wyobrażałem sobie, że będzie tu inaczej. Troszeczkę się zawiodłem, jeśli chodzi o codzienne życie w Szwecji. Bo jeśli chodzi o klub i kasę, to jest OK. Gdybym trafił na przykład do Goteborga, to na pewno miałbym inne życie. Ale nie będę się użalać.