Prezes Andrzej Rusko naciskał, by koniecznie wystartować, natomiast choćby mecenas Jacek Masiota był zwolennikiem, aby poczekać na decyzje sądu i trybunału w sprawie ŁKS-u i Widzewa. Rusko się upierał, bo twierdził, że nie można psuć produktu i trzeba szanować wcześniejsze ustalenia. Szkoda, że takiej skuteczności nie zaprezentował w naciskaniu na przestrzeganie regulaminu rozgrywek (dwie najsłabsze sportowo drużyny spadają, a czternasta w tabeli gra baraż), w zapłaceniu swoim akcjonariuszom za wywalczone na boisku miejsce czy w pozyskiwaniu sponsora.
Przecież to nawet małe dziecko wie, że jeśli dziś po kilkunastu miesiącach bez strategicznego sponsora ligi Ekstraklasa SA dogada się z Orange, to kontrahent zapłaci dużo mniej niż przed rokiem, kiedy oferował dużą kasę. Dużą to nie znaczy irracjonalną, zwłaszcza za produkt, który jest, jaki jest. Wtedy nie nabrali się na blef prezesa, że ten ma w kieszeni pewnego sponsora (przez chwilę wahał się Orlen), który zapłaci zdecydowanie więcej. Teraz to oni w tym pokerze, celowo nie piszę piłkarskim, mają wszystkie asy w ręce.
Co cieszy w oglądaniu ligi? Na pewno pełne całych rodzin kolorowe trybuny i coraz ciekawsza ekspozycja poszczególnych zespołów w mediach i na rynku reklamowym. Kibiców dziś tak naprawdę średnio interesuje poziom sportowy naszej piłki. Dla nich ważni są: ich zespół, ich miasto, ich bohaterowie. Dziś mecz jest sposobem dla całej familii na spędzenie weekendu. To piękne. Ale jeszcze ładniej byłoby, gdybyśmy zaczęli w naszej kochanej lidze grać lepiej w piłkę. Bo w pierwszej kolejce jakości za dużo nie było. To zresztą jest jakiś paradoks, że kasy w polskich klubach jest z roku na rok więcej, a nie idzie za tym proporcjonalny wzrost poziomu sportowego. Panowie, bierzcie się zatem do roboty, bo my kibice chcemy też wygranych meczów w europejskich pucharach.
PS1. Mam prośbę do Ekstraklasy. Zajmijcie się swoimi sprawami, szukaniem sponsora, dbaniem o swoich akcjonariuszy i lepszą współpracą z PZPN odnośnie regulaminu i wszystkich niuansów związanych z ligą, a nie pisaniem otwartych listów do dziennikarzy. Od długich listów to był C.K. Norwid, który pisał do Konstancji Górskiej i jeszcze paru innych dam. I wychodziło to wybitnemu poecie znacznie lepiej.
PS2. Rozumiem parcie na sensację i niebanalne treści oraz darmową, kontrowersyjną reklamę, ale są pewne granice, i to, co zrobiła wczoraj nowa bulwarówka, nie mieści mi się w głowie. Żadnego wywiadu dziennikarzom tej gazety nie udzieliłem. Nawet mi ciężko kogoś, kto poczuł się urażony treściami w tekście, przepraszać, bo jak przepraszać za coś, czego się nigdy nie wypowiedziało. Wystarczy spojrzeć, kto się pod tekstem podpisał i wszystko jasne. Do poziomu tych panów nie będę się zniżał. Myliłem się, sądząc, że kiedyś dorosną. Parafrazując znaną wypowiedź sprzed lat Tomasza Łapińskiego, powiem tak: „Do Śląska pójdę pracować, jak wrócę z Radomia. A do Radomia się nie wybieram”.