Dwa lata temu był pan na szczycie - reprezentacja, perspektywa gry w zachodnich klubach. Teraz trafił pan do Valerengi Oslo. To bolesny upadek?
Ostatnie dwa lata leciałem w dół. Wylądowałem na dnie bardzo boleśnie. Wybić się było dość łatwo, ale utrzymać się na szczycie trudniej. Przeszkodził mi w tym transfer do Austrii Wiedeń. Mimo że wszyscy mnie chwalili, lądowałem na ławie lub trybunach. Trener wysyłał mnie do ćwiczeń z trzecią dziesiątką zawodników. Nazwaliśmy się grupą z Hawajów.

Miał pan oferty z Schalke 04, Fulham, Spartaka Moskwa. To sam pan zdecydował się na najsłabszą, z Wiednia.
To prawda. Wystraszyłem się, że nie przebiję się do pierwszego składu w mocniejszym klubie. A tymczasem, zakopałem się w Austrii. Trener Frenkie Schinkels mnie zniszczył. Teraz wydzwania, że ma dla mnie klub w Rosji. Widać, że dla kasy zrobi wszystko.

Co pan mu takiego zrobił?
Nawet moja mama i tata cały czas zadawali mi to pytanie. Odpowiadałem zgodnie z prawdą, że nic. Nie opuszczałem treningów, nie pyskowałem. A od razu trafiłem na ławkę. Słyszałem, że muszę się zaadaptować. I tak się adaptowałem, że dopiero przed wyjazdem do Norwegii zacząłem się tam dobrze czuć.

Gdy trenował pana Bogusław Kaczmarek, przeprowadził ankietę w drużynie. Wyszło, że jest pan bardzo przywiązany do rodziny. To też miało wpływ na pana kłopoty?
Nie jestem maminsynkiem, ale brakowało mi rodziny. Byłem samotny w Wiedniu. Tylko ja i playstation. To podcięło mi skrzydła. Motywacja była, ale ciężko latać z podciętymi skrzydłami.

W Norwegii nie jest pan samotny?
Mieszka ze mną od pewnego czasu narzeczona Ula. Niedawno się zaręczyliśmy. Mamy psa, Rudolfa. Na Wielkanoc przylatują rodzice i siostra. Jestem pełen optymizmu i zapału. Jak się w tej lidze rozpędzę, nic mnie nie zatrzyma.

Ale dlaczego akurat Skandynawia? Mógł pan wrócić do Polski, do ŁKS.
Miło, że Tomek Hajto wyciągnął do mnie rękę. Jednak zdecydowałem się, że najlepiej będę się mógł odrodzić w Oslo. Z dala od wszystkiego, spokojnie pracować nad powrotem do formy. Nigdy nie będę grał, jak Ronaldinho czy Messi. Ale chcę być usatysfakcjonowany swoją karierą. Podpisałem z Valerengą roczny kontrakt, ale już negocjujemy nowy. Moe na dwa, trzy lata. Marzy mi się jednak liga angielska, hiszpańska czy włoska.

W lidze norweskiej gra się siłowo. Pan do osiłków nie należy.
Wiem, sam to wiele razy podkreślałem. Tutaj wszyscy biorą kierunek na wyspiarski styl gry. Muszę dodatkowo ćwiczyć w siłowni. Trener przygotowuje mnie, że w lidze będę kopany. Już się parę razy przekonałem, że nakładek w ogóle tu sędziowie nie widzą.

Jaka jest pana pozycja w drużynie?
Gram na skrzydle. Nie będę się z tej pozycji ruszał. Jestem zadowolony, ponieważ stałe fragmenty gry należą do mnie. W tej drużynie jest wielu reprezentantów Norwegii, ale można powiedzieć, że jestem znaczącym zawodnikiem.

Jak się porozumiewacie?
Każdy z zawodników i trenerów zna angielski, więc nie ma problemu. Ale kiedy mnie już coś nie dotyczy, to mówią po swojemu.

Pana debiut w lidze, która startuje 7 kwietnia, jest jednak niepewny, bo Dyskobolia wysyła pisma do Austrii, że należą mu się pieniądze z transferu.
Oczywiście chciałbym, żeby Dyskobolia wyciągnęła od Austrii jak najwięcej pieniędzy. Oby tylko nie zrobili tak, że nie będę grał. Smutne jest to, że nikt się mną nie interesował, gdy potrzebowałem pomocy.

Jak się panu podoba Oslo?
To piękne miasto. Wybierając klub kierowałem się tym, gdzie będę mieszkał. W Oslo wypełniałem ankietę. Na pytanie co najbardziej mi się podoba odpowiedziałem, że organizacja. A najmniej? Oczywiście, ceny. To najdroższe miasto na świecie. Muszę płacić nawet za wjazd do centrum miasta.

I nie ma pan żadnych problemów?
Zdarzają się. Ostatnio chciałem sobie kupić piwo. Włożyłem butelkę do koszyka. Podszedł jakiś człowiek, wyjął ją i z powrotem położył na półce. Spojrzałem na niego i znów włożyłem ją do koszyka. A on swoje. Okazało się, że alkohol sprzedają tylko do 19. W sobotę wróciłem po to piwo przed 19. Znów nie udało mi się kupić, bo tego dnia sprzedają do 16.

Na zbyt wiele rozrywek wieczorem nie może pan tam liczyć, jak np. hazard, który pan lubi.
Lubię kasyno. Nigdy nie przegrałem więcej pieniędzy niż sobie przed wejściem założyłem. Gdyby ktoś dowiedział się, jak małe kwoty stawiam, pewnie by powiedział, że nie warto było wchodzić do kasyna. Ale mnie to relaksuje. Spotykam się tam ze znajomymi i jest miło. Ale w Oslo kasyna nie ma.

Co pan myśli o powrocie do reprezentacji?
Na razie w ogóle o tym nie myślę. Nie jestem na to przygotowany. Trzymam kciuki za chłopaków i jestem pewny, że awansujemy do Euro. Gdy grałem w kadrze często byłem poddawany brutalnej krytyce. A ja zostawiałem serce i zdrowie dla reprezentacji w każdym meczu.







































Reklama

Co ostatnio działo się z Sebastianem Milą

Wiosną 2002 roku, jako mistrz Europy U-18 i wicemistrz Europy U-16, Sebastian Mila trafił z Orlenu Płock do Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Strzelił gola Manchesterowi City, eliminując go z Pucharu UEFA. Z Dyskobolią zdobył wicemistrzostwo Polski w sezonach: 2002/03 i 2004/05.

W 2005 roku, przed końcem rozgrywek był już w Austrii Wiedeń. Został tam wypożyczony na 2,5 roku za 1,5 mln euro. Mimo że nie miał miejsca w podstawowym składzie, Paweł Janas zabrał go na na mistrzostwa świata do Niemiec. Do dziś Mila, który zagrał w kadrze 28 meczów i strzelił 6 goli pamięta to Janasowi i nie pozwala w swoim towarzystwie powiedzieć o byłym selekcjonerze złego słowa.

Po mistrzostwach znów wylądował na ławce rezerwowych, a z czasem coraz częściej siadał na trybunach stadionu w Wiedniu. Otwarty konflikt z trenerem Frenkie Schinkelsem spowodował, że piłkarz miał zostać wysłany do amatorskiej drużyny aż do końca swojego wypożyczenia.

W końcu udało mu się jednak wyrwać do Norwegii. Z początku nie był przekonany czy przyjąć propozycję Valerengi. Najpierw pojechał na dwa dni do Oslo, żeby zobaczyć sportowe obiekty i porozmawiać z trenerem. Po tej wizycie zdecydował się podpisać roczny kontrakt.