W moim życiu nie ma najważniejszego meczu. Swoją wartość miało i te dziesięć minut i dwa gole w trampkarzach, i mecz z Anglią na Śląskim. Finał Pucharu Zdobywców Pucharów i gol z Manchesterem, w zamieci śnieżnej, kiedy świętej pamięci Ciszewski krzyczał do mikrofonu, że to Jasiu Lentner strzelił. A to byłem ja.

Reklama

Niedawno obejrzałem sobie tamtego gola na archiwalnej taśmie. Pięknie uderzyłem piłeczkę. Wiele było takich cudownych momentów. Mecz ze Związkiem Radzieckim na igrzyskach w Monachium też był ważny. Największe emocje? Gdy dawali mi złoty medal olimpijski. Boje Górnika z Romą, rzut karny, a potem losowanie, kto przechodzi dalej. Skala tamtych emocji jest nie do opisania.

Miałem zbyt bogatą karierę, żeby dokonać selekcji ważności. Byłbym nieuczciwy w stosunku do siebie. Bardzo ważni byli ludzie, których spotkałem na swojej drodze. Rodzice, rzecz jasna. Oni od początku akceptowali moja wielką pasję do piłki. Kazimierz Górski - Człowiek, który był uosobieniem dobroci i zawsze, w najprostszych słowach, potrafił do nas przemówić. Stworzył niezapomnianą drużynę, która dała Polsce powody do dumy i radości. A wcześniej Foryś czy Matyas - mieli do mnie ojcowskie podejście - wspomina na łamach "Faktu".

Kaziu Deyna. Geniusz, który dawał mi bodziec. Nasza rywalizacja, mecze Legii z Górnikiem, były dla mnie niesamowitym przeżyciem. Czy czegoś żałuję? Nie lubię słowa "gdyby". "Gdyby" - już nic nie zmieni. Gdyby mnie puszczono do Realu Madryt, kiedy miałem 22 lata... Piłkarze "Królewskich" Amancio i Velazquez, z którymi grałem w reprezentacji Europy, tak bardzo chcieli mnie ściągnąć do Madrytu, że... wysłali prezesa Realu na negocjacje do Polski!

Reklama

Ktoś inny, na moim miejscu, może uciekłby przez zieloną granicę, żeby tylko tam grać. Tyle że ja nawet nie miałem pojęcia o ofercie! Dopiero potem dowiedziałem się od jednego z działaczy, że była delegacja z Hiszpanii. Dawali pieniądze, pertraktowali, ale żyliśmy w innym niż dzisiaj kraju. Nie miałem nic do powiedzenia. Zawsze odpowiedź ministerstwa była taka sama: - a co na to powie Moskwa? Skąd miałem wiedzieć? Real pozostał moim wielkim, niespełnionym wyzwaniem. Niezapomniane momenty? Ślub, narodziny córki Małgosi, a szczególnie "ze względu na okoliczności" - chwila narodzin syna Michała.

W tamtą noc świętej pamięci teściowa obudziła mnie i zawołała: "Włodek, wody Grażynce odchodzą!". "Niech poczeka do rana" - powiedziałem przez sen. Po chwili znów zapukała. "Włodziu, nie można już czekać, to sytuacja podbramkowa!" I pędem, do szpitala, a tam położna stwierdziła krótko: "Już główkę widać!" To była noc
przed ważnym spotkaniem Lokeren - Standard. "Już wszystko w porządku, mogę jechać do domu" - uśmiechnąłem się do lekarza, licząc, że jeszcze skradnę trochę snu. "Co?" - obruszył się. "Meczów, synu, to ty zagrasz jeszcze wiele. Teraz urodził ci się syn i zostaniesz w szpitalu, przy żonie!"

Trzymałem Grażynkę za rękę, spędziłem tę noc z nią i synkiem. Niesamowite chwile. Marzenia? Na pewno wyzwaniem byłby udział w przygotowaniach do Euro 2012 w Polsce. Na razie mam co robić. Pozostałem przy piłce. Futbol był i jest dla mnie nałogiem. Gdyby nogi pozwoliły, pewnie grałbym dalej. Pracuję w Lokeren. Uczę piłkarzy, że ciężką harówką można osiągnąć wiele. A kiedy wydaje im się, że są już wielkimi graczami, sprowadzam ich na ziemię...