Cezary Kowalski: Na ile jest realne, że tylko Polska będzie organizować Euro 2012?
Marcin Herra, szef spółki PL 2012: Problem Ukrainy istnieje i na pewno machnięciem ręki tego nie można zbyć. UEFA w kwietniu pierwszy raz zasygnalizowała, że zarządzanie projektem w Polsce jest na innym poziomie i zaproponowała, żeby Ukraina z tego skorzystała. Dodatkowo bardzo zdecydowanie zostało to podkreślone w miniony piątek. Jest tak, że my musimy pomóc Ukraińcom i oni mają dać sobie pomóc. Nie ma jednak szansy wprowadzenia w tydzień takiego master-planu na Ukrainie jak u nas. Nam to zajęło trzy miesiące. To jest mrówcza praca. My mamy silne wsparcie społeczne, jedność polityczną, dobrą współpracę z PZPN. To są warunki, które muszą się pojawić również na Ukrainie.

Reklama

Zostaliście zobligowani, żeby pomóc Ukrainie?
Zostaliśmy poproszeni. Przekazaliśmy im całe know how. Zaproponowałem, że ściągniemy ludzi z Ukrainy, żeby z nami popracowali.

Ukraińcy są bardzo dumnym narodem. Sądzi pan, że wyciągną do nas dłoń po ratunek?
Na prośbę UEFA będziemy robili trochę więcej, ale to Ukraińcy muszą sami wiele spraw załatwić.

Podczas wizyty Platiniego padły słowa o przeniesieniu imprezy do Polski?
Nie było takich rozmów.

Michał Listkiewicz potwierdził, że istnieje jednak plan B.
Byłem z delegatami UEFA cały dzień, siedziałem obok Platiniego i nic takiego nie słyszałem. Mówił tylko, że Polska musi być w tym projekcie silna.

Na wszelki wypadek?
To było bardzo mocno podkreślone.

Wprowadził pan wczoraj naród w osłupienie, twierdząc, że nie ma potrzeby uruchomienia drugiej nitki metra w Warszawie...
Naprawdę nie jest tak, że kibice muszą dojechać pod samą bramę stadionu. Tendencje w Europie są takie, że kibice idą na stadion spacerkiem okołu dwóch godzin. W tym czasie bawią się, śpiewają, jedzą i piją. Metro jest potrzebne Warszawie, ale nie tylko na Euro 2012. Byłoby super, gdyby udało się je rozbudować. To jednak dużo więcej niż oczekuje od nas UEFA.

Reklama

Wszędzie będziemy chodzić piechotą?
W miniony weekend w Trójmieście odbyły się trzy wielkie imprezy - Festiwal gwiazd, Opener Festiwal i Top Trendy. Zjechało się ćwierć miliona ludzi, czyli zdecydowanie więcej niż będzie podczas meczu na Euro. I Trójmiasto jakoś wytrzymało. Nie twierdzę, że wszystko było idealnie, trzeba usprawnić komunikację i wiele innych spraw. My już robimy scenariusze jak będzie wyglądał ruch na podczas Euro. Półtora roku wcześniej niż jest to konieczne.

No to przeanalizujmy taki scenariusz: wiele tysięcy kibiców jakiejś drużyny chce się przemieścić z Warszawy do Wrocławia...
Wtedy na pewno będą uruchomione mosty powietrzne. Mnóstwo lotów między tymi miastami. Poza tym istnieje połączenie kolejowe. Po trzecie będą już trasy A1, A2, A4. Jakoś można się będzie przemieścić. W Austrii i Szwajcarii pociągi pokonywały odległość 300 kilometrów w ponad 4 godziny.

Dzisiaj do Gdańska jedzie się sześć godzin...
Ale dlatego, że trwają remonty. Wierzę, że za cztery lata ten odcinek będzie można przejechać w 2,5 godziny.

Minister Drzewiecki powiedział: najwyżej kibice postoją trochę w korkach...
Chodzi o to aby nie było malkontenctwa i czarnowidztwa. Mój optymizm nie oznacza, że nie widzę problemów. Mamy w planie 2000 km autostrad. Jeśli powstanie tylko 1850 to nic się w kontekście Euro nie stanie. Najważniejsze jest dotarcie do miasta, komunikacja wewnątrz miasta, baza hotelowa i stadiony.

Czy to prawda, że UEFA postawiła już krzyżyk na naszych drogach i poleciła nam rozbudowywać lotniska?
UEFA zakłada, że ze względu na położenie geograficzne naszych państw do Polski i Ukrainy nie da się zjechać promieniście samochodami i pociągami tak jak do Austrii i Szwajcarii. Ukraina jest za daleko na wschodzie. Samolotami do Polski ma przylecieć 50 procent kibiców, na Ukrainę 65. Według praktyk UEFA kibice przyjeżdżają dziesięć godzin przed meczem i wylatują dziesięć po nim. Oznacza to, że porty lotnicze będą odgrywały wielką rolę. My powinniśmy wykorzystać Euro lepiej niż Austriacy i Szwajcarzy. Zatrzymać kibiców dłużej niż jeden dzień. Spowodować, że jak już ludzie przyjadą to zostaną u nas pięć, dziesięć dni. Spróbujemy pokazać im Polskę. Jak się dobrze przygotujemy, to ta impreza będzie szansą promocji. Zaprezentowania Polski jako nowoczesnego kraju, fajnych, uśmiechniętych ludzi.

Platini twierdzi, że naszym największym problemem jest stadion w Warszawie...
Złożyliśmy wniosek o zezwolenie na budowę, co poprzedziło sześć miesięcy gigantycznej pracy. Żeby złożyć wniosek potrzebnych było kilkaset decyzji. UEFA to wie i to nie dopiero od czasu wizyty Platiniego. Pracujemy z jej przedstawicielami bez przerwy. Co dwa tygodnie dostają od nas raporty. Wiedzą, że minimum 12 miesięcy przed mistrzostwami stadion będzie gotowy. Jeszcze przed Euro odbędzie się tam pięć spotkań międzynarodowych. Żeby można było przećwiczyć wejście kibiców, wyjście, współpracę służb, policji, straży pożarnej, sztabu kryzysowego, wolontariuszy i całej logistyki wokół obiektu.

W UEFA wierzą, że damy radę?
Padło pytanie czy moglibyśmy zrobić to szybciej? Powiedziałem bardzo zdecydowanie, że nie będziemy robić sztucznych prezentacji, deklaracji. Ja nie bajeruję, że możemy coś zrobić szybciej, jak wiem, że nie możemy. Dlatego współpraca z UEFA jest dobra, bo my dotrzymujemy słowa. Czerwiec 2011 to jest stuprocentowo realny termin zakończenia budowy stadionu w Warszawie. UEFA nie chce od nas deklaracji, wymaga odpowiedzialności. Powiedzieli na końcu tej wizyty: bardzo nam się podoba, że nie koloryzujecie i nie czarujecie nas.

Mówiąc kolokwialnie: robota papierkowa jest już za nami?
Dokładnie tak. Projekt gotowy jest aż do klamek. Pozwolenie na budowę będzie jeszcze w trakcie wakacji.

W tych gruzach, na których ma powstać stadion może czekać wiele niespodzianek. Macie jakiś margines czasu na takie ewentualności?
To zostało w dużej mierze wykluczone przez wstępne palowanie. Ponad sto pali zostało wbitych w ten teren podczas badania nośności gruntu. Projekt już jest, wykonała go firma JSK. Za rok będzie widać postęp. Wtedy ludzie będą spokojniejsi. Ustawimy kamery na stadionie i uruchomimy specjalną stronę internetową. Będzie można sprawdzić czy wszyscy na pewno pracują i jakie są postępy.

Obraz, który pan maluje jest w bardzo cukierkowych kolorach. W sondażach opinii publicznej przeważają pesymiści...
Jestem przekonany, że w lipcu 2009 roku liczba optymistów będzie od kilkadziesiąt procent wyższa, a w 2012 wszyscy będą zapewniać, że od początku wierzyli w sukces. Dokładnie tak samo było w Portugalii. W 1999 roku była euforia, po czym przyszła ciężka praca. Nastroje zrobiły się fatalne. Po roku poparcie dla projektu wynosiło tylko 22 procent. Nikt nie wierzył, że się uda. W 2001 roku zaczęły się pierwsze budowy i powoli poparcie urosło do 60 procent. Odbyła się wspaniała impreza. 99 procent Portugalczyków było dumnych z mistrzostw. Nie powinniśmy się sami ściągać w dół. Przekonuję do tego nawet wiecznie narzekających taksówkarzy. Jak w 2012 będą wozili tłumy turystów, to wreszcie będą szczęśliwi.