Od mistrzostw Europy minął już ponad miesiąc. Opadły emocje, jesteśmy w trakcie przygotowań do eliminacji mistrzostw świata. Co dalej z polską piłką? Czy, wzorem polityków, robimy "grubą kreskę" i przestajemy myśleć o przeszłości, czy też przeprowadzamy małą rewolucję?
Leo Beenhakker: Rewolucja nigdy nie jest mała. Panu zapewne chodzi o ewolucję. Polska piłka nie po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji jak obecnie. W 2002 roku eliminacje były dobre, a finały mistrzostw świata już nie, dwa lata później polskiej kadry w ogóle zabrakło na Euro, w 2006 kwalifikacje również były bardzo dobre, w przeciwieństwie do mundialu. Jeżeli teraz nic się nie zmieni, to podobne historie zdarzą się w przyszłości. Dlatego polskiej piłce potrzebna jest rewolucja.
Zbigniew Boniek: Wypadałoby zastanowić się i rozstrzygnąć sprawę dwuwarstwowo. W ostatnich 8-10 latach nasza reprezentacja zrobiła więcej, niż teoretycznie była w stanie. Zarówno trener Engel, jak i Beenhakker osiągnęli tyle, że możemy czuć się usatysfakcjonowani. Należy sobie jednak zadać pytanie, dlaczego nie potrafimy zaistnieć podczas najważniejszych turniejów. Dla mnie odpowiedź jest banalna: w eliminacjach grają zarówno najlepsi, jak i najgorsi zawodnicy, dlatego jest nam łatwiej. Podczas finałów mistrzostw Europy i mistrzostw świata na boiskach występują już tylko najlepsi. Mamy piękną piłkarską historię, dlatego nasze oczekiwania są wielkie i nieadekwatne do rzeczywistości. Druga kwestia to organizacja polskiej piłki. Jeśli mielibyśmy ją oceniać, to nasza kadra nie powinna grać na żadnej wielkiej imprezie. Borykamy się z wieloma problemami i im prędzej się z nimi uporamy, tym lepszą drużynę narodową będziemy mieli. Jeśli trener Beenhakker pozwoli, chciałbym zadać mu jedno pytanie. Wygrał eliminacje do mistrzostw Europy i uważam, że jedyny błąd, jaki popełnił podczas pracy z reprezentacją, to rozbudzenie zbyt wielkich emocji wśród polskich kibiców. Wydawało nam się, że na Euro osiągniemy znacznie więcej. Czy nasi piłkarze są naprawdę tak mocni, że w starciu z gospodarzami turnieju albo np. Chorwacją mogą coś zdziałać?
Zbigniew Boniek powiedział, że w tym momencie osiągnęliśmy optymalny poziom. Na co w takim razie możemy liczyć w przyszłości?
LB: W piłce z każdym można wygrać, ale raz na jakiś czas, incydentalnie. Jeśli gralibyśmy z reprezentacją Portugalii 10 razy, to 7 z tych meczów przegramy, 2 zremisujemy, a jeden wygramy. To samo tyczy się meczów z Niemcami: możemy ich pokonać, ale przypadkowo. Mimo tego nie boję się powtarzać, że mamy w Polsce wielu utalentowanych zawodników. W ubiegłym tygodniu spędziłem kilka dni we Wronkach z reprezentacją do lat 23 i zapewniam, że ci chłopcy potrafią grać. Niestety, są zupełnie niewyszkoleni i trzeba z nimi rozmawiać o bardzo elementarnych rzeczach. W krajach takich, jak Francja, Włochy czy Holandia ich rówieśnicy mają już za sobą 8 lat szkolenia i nie trzeba ich uczyć podstaw. Gdyby taki Majewski urodził się na zachodzie Europy, jestem pewien, że teraz grałby w dorosłej reprezentacji. W waszym kraju nie ma struktur, które pozwoliłyby utalentowanym zawodnikom odpowiednio się rozwijać, dlatego od pewnego czasu staram się wpłynąc ludzi, żeby coś w tej kwestii zmienili.
Jaka jest prawda o polskich trenerach? Czy istnieje coś takiego jak polska myśl szkoleniowa? Z naszej dyskusji wynika, że w Polsce nie ma kto szkolić młodych i utalentowanych piłkarzy.
LB: W futbolu wszystko ciągle się zmienia i trenerzy muszą za tym podążać. Proszę popatrzeć na igrzyska olimpijskie - tam rekordy świata w pływaniu padają już w kwalifikacjach. W piłce też wiele rzeczy ewoluuje - trening fizyczny, mentalny, przygotowania do meczów.
ZB: Zawodowym sportowcem trzeba być 24 godziny na dobę, a polscy sportowcy często są tylko przez dwie godziny dziennie podczas treningu. Skoro padło pytanie o trenerów, muszę powiedzieć jedno. W swojej karierze miałem kilku dobrych szkoleniowców - Erikssona, Trapattoniego. Ale jestem święcie przekonany o tym, że najlepszym z moich trenerów był Piechniczek. Jeśli chodzi o przygotowanie, budowanie formy, kondycji czy metodologię treningu przewyższał innych. Od ośmiu lat powtarzam, że robimy zasadniczy błąd w szkoleniu młodzieży. Ja, kiedy kończyłem 15 lat, już zaczynałem grać w kategorii do lat 17. Skoro nie mogłem przewyższyć konkurentów przygotowaniem fizycznym, to musiałem brać górę rozumem. Teraz w Polsce mamy rozgrywki do lat 12, 13, 14, 15, 16, 17 i 18. W naszym kraju w piłkę grają tylko zawodnicy silni, bo piłka w ogóle nie uczy młodych cwaniactwa. Zawsze mieliśmy dobrych, technicznych piłkarzy. Teraz wszyscy są silni fizycznie, w wieku 18 lat 80 procent z nich ginie, a reszta trafia do Leo. Potem przyjeżdżają na zgrupowanie i selekcjoner ma przed sobą silnych zawodników, którzy nie umieją grać w piłkę.
Czy trener uważa, że popełnił jakieś błędy w przygotowaniach do Euro? Patrząc z boku, można było odnieść wrażenie, że sposób Beenhakkera, który dotąd potrafił przekonać zawodników, że umieją grać w piłkę, podczas towarzyskiego meczu z USA się wyczerpał.
ZB: Wróćmy jeszcze do tego właśnie spotkania. Przed meczem z Portugalią przegraliśmy z Danią, przegraliśmy z Finlandią, wygraliśmy 1:0 z Kazachstanem. Później przyjechali do nas Portugalczycy, którzy wysoko zadzierali nosa i myśleli, że zagrają z kelnerami. Trochę nas zlekceważyli, ale my zagraliśmy znakomicie, strzelając gole po kontrach. Wtedy wszystko nam wychodziło, byliśmy znakomicie przygotowani. Wprawdzie słabo, ale kilka lat grałem w piłkę i wiem, że polscy piłkarze lubią, kiedy trener złapie ich za gardło. Teraz, zamiast patrzeć do przodu, wszyscy piłkarze wracają do meczu z Portugalią i powtarzają w wywiadach, że kiedyś znowu zagrają tak jak w Chorzowie.
Cała relację można przeczytać w dzisiejszym wydaniu DZIENNIKA.