Najpierw Adam Nawałka, następnie Ukrainiec Andrij Szewczenko, ponownie Nawałka, a teraz Michniewicz - tak w skrócie wyglądał chronologicznie, według znacznej części mediów, wyścig do posady selekcjonera.
Kandydatów było wielu
Nazwiska zmieniały się jak w kalejdoskopie, pojawiały się również (choć nie w roli faworytów) kandydatury m.in. Jana Urbana, Michała Probierza czy wcześniej, bardzo krótko, Włocha Fabio Cannavaro. Tzw. przecieków medialnych i mylnych tropów było w styczniu mnóstwo.
Jak czasami to analizuję z boku, śmiać mi się chce. Zrobiła się z tego szopka – tak wybór selekcjonera podsumował niedawno Henryk Kasperczak, były znakomity piłkarz i trener.
Zdecydowanie najczęściej wymieniano jednak cenionego przez dziennikarzy i kibiców Nawałkę, który już pracował z biało-czerwonymi w latach 2013-18 i wciąż ma świetne kontakty z doświadczonymi kadrowiczami. Według nieoficjalnych informacji prezesowi PZPN zależało jednak m.in. na tym, aby umowa z nowym selekcjonerem była krótka i możliwa do rozwiązania w razie ewentualnej porażki w barażach o mundial.
Czasu jest mało
Dlatego na ostatniej prostej media wskazują Michniewicza - byłego trenera reprezentacji młodzieżowej, a ostatnio Legii Warszawa. Szkoleniowca znanego z umiejętnego rozpracowania rywali i skutecznego dopasowania do nich taktyki na mecz.
Biało-czerwoni nie mają trenera od końca grudnia, gdy PZPN rozwiązał kontrakt z Paulo Sousą, na jego prośbę. Portugalczyk objął funkcję trenera Flamengo Rio de Janeiro.
Nowy selekcjoner będzie miał niewiele czasu, ponieważ już 24 marca reprezentację czeka w Moskwie półfinałowy mecz barażowy z Rosją o awans do mistrzostw świata. Jeżeli Polacy zwyciężą, zmierzą się w finale barażowym 29 marca w Chorzowie z lepszym z pary Szwecja - Czechy.