Piłkarze coraz częściej reprezentują barwy innych krajów niż te, w których się urodzili. Czy to jest normalne?
Marcos Senna: Mój przykład świadczy o tym, że naturalizacja może być łatwo akceptowana, nie rani nikogo, nie wywołuje politycznych debat. Grając dla innego kraju niż ten, w którym się urodziłeś nie popełniasz przecież żadnego przestępstwa. Przestępstwem byłoby zabronić piłkarzowi grać dla kraju, który chce reprezentować. Dlatego kiedy słyszę albo czytam o piłkarzach, którzy zdecydowali się na grę dla kraju innego niż ojczysty, nie jestem zdziwiony.
Powołanie pańskiego rodaka Rogera Guerreiro do reprezentacji Polski wywołało sporo kontrowersji i od razu podzieliło ludzi na zwolenników i przeciwników takiego pomysłu.
Wspomniany Roger, a także mój inny rodak Marcos Pizzelli postanowili, że chcą grać dla innych krajów. Guerreiro dla Polski, a Pizzelli dla Armenii. I myślę, że wnieśli do drużyn z tych krajów nową jakość, a ludziom dali trochę radości ze swojej gry. Jak to Brazylijczycy (śmiech).
Rodowitym mieszkańcom danego kraju może to jednak przeszkadzać. W końcu blokujecie miejsce w reprezentacji...
Dopóki szanujesz innych ludzi, a na boisku grasz z taką samą pasją jak inni reprezentanci kraju, nie widzę powodu, żeby nie godzić się na takie rozwiązania. Takie są dzisiejsze czasy. Żyjemy w epoce globalizacji. Jest Unia Europejska i inne organizacje. Politycy podpisują pakty, które mają pomóc ludziom żyć bliżej siebie. Tak samo jest z piłką. Dlaczego ktoś, kto długo mieszka w danym kraju nie miałby grać dla tego kraju i pomagać mu stworzyć lepszą drużynę? Mój klub pomógł mi stać się lepszym piłkarzem. Hiszpania otworzyła drzwi przede mną i moją rodziną. Dlaczego miałbym nie spłacić długu wobec nich? Ja właśnie tak postrzegam naturalizację. Mój syn Pedro urodził się w Hiszpanii, moja żona Elisa jest Hiszpanką.
O ile Roger miał nikłe szanse na występy w barwach Canarinhos, pan chyba mógł spróbować...
Powiem panu coś: nikt mnie nie znał, nikt o mnie nic nie wiedział, kiedy mieszkałem w Brazylii, choć przecież występowałem w takich klubach jak Corinthians, Juventude, czy Sao Caetano. W mojej ojczyźnie klasa piłkarzy jest tak niesamowicie wysoka, że rywalizacja o każdą pozycję w kadrze przypomina igrzyska. Dla Brazylii byłem po prostu za słaby. Miałem też świadomość, że gra w reprezentacji tego kraju to „misja niewykonalna”. Tak samo było z Rogerem. Kto w Brazylii wie, że on występował w Corinthians czy Flamengo? Albo potem w Celcie Vigo w Hiszpanii? Nikt. Ludzie wiedzą o nim dopiero teraz, bo zagrał na Euro 2008. Polska otworzyła przed nim drzwi, a on z tego skorzystał. Z naszego kraju emigruje tak wielu piłkarzy, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, iż Roger gra dla Polski. Któregoś dnia włączyłem telewizor podczas mistrzostw Europy i wtedy go zobaczyłem w polskiej drużynie. Byłem mocno zaskoczony, ale naprawdę szczęśliwy. Zdałem sobie sprawę, że nie jestem sam (śmiech).
To jest przykre, kiedy nie znajduje się uznania we własnym kraju, wśród własnych rodaków?
Kiedy taka sytuacja ma miejsce, możesz to sobie łatwo wytłumaczyć w ten sposób: jedne drzwi się dla ciebie zamknęły, drugie właśnie się otwierają. Dzisiaj wręcz modne stało się naturalizowanie jakiegoś Brazylijczyka.
Cały świat się zastanawia, w jaki sposób „produkujecie” tyle talentów?
Wielkość kraju, klimat, kultura – to są czynniki, które sprawiają, że mamy nad innymi przewagę.
Polscy piłkarze nie radzą sobie w silnych ligach. Primera Division jest tego najlepszym przykładem.
Nie wiem, jak wychowuje się młodych piłkarzy w Polsce. Wiem za to, że w Brazylii piłka jest jak tlen. Futbol to czasem jedyna droga do przetrwania. Nasz kraj jest tak biedny, że determinacja w dążeniu do wyrwania się z tej biedy bywa czynnikiem numer jeden dla wielu młodych chłopaków. Ale to działa w dwie strony, bo wielu z nich tak bardzo chce żyć inaczej, że ucieka za granicę. W Brazylii gra się wszędzie – na ulicy, na plaży. W Polsce nie możecie grać cały rok. Robi się zimno i musicie wtedy siedzieć w domu (śmiech). To jest poważny problem.
Był taki dzień, że żałował pan decyzji o zostaniu Hiszpanem?
Nie. I czas pokazał, że postąpiłem słusznie. Przepraszam, postąpiliśmy – ja i Hiszpania. Razem odnieśliśmy sukces na Euro 2008.