"Jeżeli w poniedziałek ktoś mówi, że jest głupi, a we wtorek twierdzi, że nie jest, liczy się to, co powiedział we wtorek" - przekonywał Adamus, który w listopadzie sam zrezygnował z funkcji członka zarządu. Ale w grudniu wycofał swoją rezygnację, która nie została już uwzględniona.

Reklama

Dlatego wczoraj we władzach polskiego futbolu zastąpił go prezes Widzewa Łódź Marcin Animucki. Adamus z dymisją nie mógł pogodzić się do tego stopnia, że zaczął oskarżać szefów związku o ciężkie przestępstwa. Były to jednak słowa bez pokrycia. W ogóle konkretnych i rozsądnych deklaracji podczas zjazdu było jak na lekarstwo.

Tylko niepoprawni optymiści wierzyli w wielki przełom i tradycyjnie się zawiedli. Piłkarscy działacze przyjechali do Warszawy i pokornie uchwalili wskazane przez ministra sportu poprawki do statutu PZPN, dołożyli kilka od siebie i mogliby już myśleć o zafundowanym przez szefów z Miodowej wystawnym bankiecie. Ale humory popsuł im nikomu do tej pory nieznany Wojciech Bochnak. Prezes podwrocławskiego klubu Czarni Kondratowice i wójt tamtejszej gminy ze zjazdowej trybuny upomniał się o Henryka Klocka.

"Skoro ma zarzuty korupcyjne, to powinien być zawieszony w funkcji członka zarządy do czasu wyjaśnienia sprawy. Zjazd musi zareagować na tak ewidentną sytuację" - tłumaczył Bochnak. Wprawdzie przewodniczący Związkowego Trybunału Piłkarskiego Krzysztof Malinowski przekonywał, że Zjazd PZPN nie może zawiesić Klocka, bo delegaci nie zostali o takim punkcie obrad odpowiednio wcześnie powiadomieni, ale Bochnak nie dawał za wygraną.

"Nie przekona mnie żaden argument. Henryk Klocek musi być zawieszony, bo to ważny gest ze strony delegatów. Przecież wszystkim powinno zależeć na walce z korupcją" -tłumaczył.

Ostatecznie wniosek o zawieszenie Klocka został przegłosowany przy zaledwie jednym sprzeciwie. "Można powiedzieć, że zwyciężył instynkt samozachowawczy sali" - komentował prezes Małopolskiego ZPN Ryszard Niemiec. Nie byłoby w ogóle sprawy Klocka bez nadzwyczajnej aktywności dolnośląskich delegatów, którzy na zjazd przygotowali aż kilkanaście uwag do związkowych przepisów. Niemal wszystkie dotyczyły większej przejrzystości finansów i usprawnienia działania poszczególnych wydziałów. Do tej pory żaden region nie krytykował piłkarskich władz tak otwarcie.

"To zemsta Jerzego Kozińskiego za utracone wpływy" - szeptali działacze. Koziński, szef dolnośląskiego futbolu, przez wiele lat był ważnym członkiem zarządu PZPN, ale w październiku nie uzyskał wymaganego poparcia w wyborach na wiceprezesa, co było karą za to, że wcześniej nie chciał agitować na rzecz elekcji Grzegorza Laty. Teraz Koziński i jego ludzie przeszli do opozycji wobec ekipy nowego prezesa.

Reklama

Ale przecież to nie Koziński z Bochnakiem, lecz Kazimierz Greń miał być bohaterem zjazdu. Podkarpacki baron od tygodnia zapowiadał, że w sobotę ujawni zakulisową prawdę o PZPN i przedstawi swoje argumenty w sprawie sprzeniewierzenia centralnych pieniędzy przed Podkarpacki ZPN (tą sprawą już zajęła się prokuratora). Wysłał nawet zaproszenia dla wybranych dziennikarzy, którzy mieli usłyszeć starannie skrywane do tej pory przed światem rewelacje. Media rzeczywiście dopisały, ale zawiódł Greń, który postanowił milczeć.

"Co miałem powiedzieć, to już powiedziałem w ostatnich dniach. Proszę dać mi spokój" - mówił do zaskoczonych dziennikarzy, którzy skorzystali z jego zaproszenia. W kuluarach komentowano, że do milczenia Grenia namówił dzień wcześniej sam Grzegorz Lato, który wytłumaczył mu, że nieodpowiedzialnym wystąpieniem definitywnie pogrąży się jako piłkarski działacz. "Do niczego Grenia nie namawiałem. I nie wiem, dlaczego nagle zamilkł. Musicie od niego wyciągnąć tę informację" - radził z trudem kryjący rozbawienie Lato.

Kompletnym niewypałem okazało się wystąpienie Artura Jędrycha. Nowy szef Wydziału Dyscypliny obiecywał, że na zjeździe będzie lobbował za bezterminowym karaniem degradacjami klubów zamieszanych w aferę korupcyjną (obecnie jest to możliwe tylko do końca obecnego sezonu). Jego wystąpienie było tak nieczytelne, że nikt nie nawet nie próbował podjąć dyskusji. I postulat bezterminowego karania umarł śmiercią naturalną.