W tym czasie kilkadziesiąt razy poprawi sobie fryzurę, kilkadziesiąt razy poda, kilka razy strzeli, a na koniec się uśmiechnie do kamery, opowiadając, że „Real to najlepszy klub świata”. Niedorzeczne, prawda? Nawet jeśli ten ktoś nazywa się Cristiano Ronaldo i jest naprawdę świetnym piłkarzem.

Reklama

„Na prośbę Cristiano - który po raz kolejny wyraził chęć odejścia - i po dyskusji z przedstawicielami piłkarza United dał Realowi pozwolenie na rozmowy z Ronaldo” - czytamy w oświadczeniu Manchesteru. „Wszystkie szczegóły mają zostać uzgodnione do 30 czerwca”.

Ronaldo spełni „marzenie swojego dzieciństwa”, bo Manchester United otrzymał ofertę z gatunku tych nie do odrzucenia - 93 mln euro za piłkarza, który osiągnął w swoim dotychczasowym klubie absolutnie wszystko i który coraz bardziej przebiera nogami, aby się wyprowadzić gdzieś, gdzie będzie cieplej i milej - na przykład do Hiszpanii.

Portugalczyk w ostatnich miesiącach coraz bardziej ostentacyjnie dawał do zrozumienia, że coraz mniej mu się chce. Nie biegał tak jak kiedyś, nie czarował tak często, za to denerwował się coraz bardziej, gdy Alex Ferguson zdejmował go z boiska. Menedżer Manchesteru powiedział pół żartem, pół serio kilka miesięcy temu, po meczu z Gamba Osaka w klubowych mistrzostwach świata: „Jezu Chryste! Przecież nie sprzedam Realowi wirusa”.

Reklama

Ale Manchester zrobił na tym „wirusie” interes życia. Ronaldo w 2003 roku kosztował ich 17,5 mln euro. W ciągu sześciu lat zdobył dla swojego klubu trzy mistrzostwa Anglii i Puchar Europy, stał się najlepszym piłkarzem świata. Jednak prawdopodobnie już nigdy nie będzie grać tak dobrze, jak grał.

>>>Ronaldo do Realu za 93 miliony euro

Obecnie wraz z rodziną i przyjaciółmi bawi się w Los Angeles na wakacjach. Pewnie za kilka dni wyciekną zdjęcia, jak baluje w dyskotece albo skupia się na jakiejś modelce. To właśnie taki tryb życia połączony z nieustannym poczuciem własnej wielkości miał źle wpłynąć na formę Portugalczyka. O dziwo nie wpłynął na jego absurdalnie zawyżoną cenę.

Reklama

Gdzie była ta granica absurdu? Gdzie kończył się piłkarski biznes, a zaczynało się transferowe szaleństwo? Czasami mówi się, że ktoś tam „wart jest każdych pieniędzy”. Ale rzadko kto bierze to na poważnie. Wydawało się, że jakieś 50 mln euro za piłkarza to już gruba przesada. Bo tak na zdrowy rozum nikt, kto kopie futbolówkę, nie jest tyle wart. Czyli Real (a raczej prezes klubu Florentino Perez), kupując kilka dni temu Kakę za 65 mln euro, sobie zaszalał. Oferując Manchesterowi 30 mln więcej - już najnormalniej w świecie stracił kontakt z rzeczywistością.

Oczywiście, kto bogatemu zabroni? Jeśli Real bardzo chce jakiegoś piłkarza, to niech sobie płaci za niego i 200 mln euro. Prezes Barcelony Joan Laporta powiedział niedawno, że takie działania Realu zwyczajnie psują rynek - piłkarzy znów, jak kilka lat temu, bardzo się przecenia. Ale z drugiej strony, według starej zasady, im więcej milionów na rynku, tym futbol generalnie jest bogatszy. Tak więc cieszyć się z tego transferu czy nie? Na miejscu fanów Manchesteru byśmy się cieszyli. Na miejscu kibiców Realu zresztą też - ale pod warunkiem że Królewskim wystarczy pieniędzy na Davida Villę.