Śląsk nie bez problemów pokonał Koronę 2:1 i zrównał się punktami z drugą w tabeli Cracovią. Korona natomiast nadal wiosną pozostaje bez zwycięstwa.
Początek meczu wskazywał, że Śląsk rzuci się na Koronę i będzie wyprowadzał atak za atakiem. Tak jednak nie było. Goście przetrwali pierwsze minuty naporu i później bardzo długo z murawy wiało nudą.
Niby wrocławianie mieli optyczną przewagę, byli częściej przy piłce i częściej na połowie rywali, lecz nic z tego nie wynikało. Goście bez większego problemu rozbijali ataki Śląska nie dopuszczając nawet do większego zagrożenia we własnym polu karnym. Kielczanie tak byli skoncentrowani na defensywie, że nawet nie starali się liczniej wyjść do kontrataków.
Paradoksalnie jednak to goście byli pierwsi bliżsi zdobycia gola. Po dokładnym zagraniu Petteri Forsella głową strzelał Grzegorz Szymusik i pomylił się o centymetry.
Wrocławianie składną i co najważniejsze przeprowadzoną w dobrym tempie akcję wyprowadzili dopiero tuż przed przerwą. Lubambo Musonda przedarł się prawym skrzydłem i mądrze zagrał do wbiegającego w pole karne Przemysława Płachety, który trafił do siatki.
Po przerwie mecz zrobił się zdecydowanie ciekawszy. Przede wszystkim za sprawą Korony, która nie mając już nic do stracenia ruszyła śmielej do ataków i mogła szybko doprowadzić do remisu.
Najpierw w idealnej sytuacji znalazł się Erik Pacinda, ale jego strzał podbił Matus Putnocky, a później zmierzającą do bramki piłkę wybił Israel Puerto. Kilka chwil później po rzucie rożnym głową strzelał Ivan Marquez i wrocławian uratował słupek.
Goście nacierali i w końcu doprowadzili do remisu. Po zagraniu z głębi pola do piłki próbował dojść Szymusik, ale uprzedził go Putnocky. Bramkarz Śląska tak jednak wybił piłkę, że ta trafiła pod nogi Pacindy, a ten posłał ją do pustej bramki.
Kilka minut później Śląsk powinien ponownie prowadzić. Po katastrofalnym błędzie obrony Korony w sytuacji sam na sam z Markiem Kozłem znalazł się Filip Markovic. Serb próbował minąć bramkarza rywali, ale zrobił to nieudolnie.
Im bliżej było końca spotkania, można było odnieść wrażenie, że Korona jest zadowolona z remisu i przewaga Śląska rosła. Akcje wrocławian sprowadzały się przede wszystkim do wstrzeliwania piłki w pole karne rywali i jedno z takich zagrań przyniosło gola. Z lewej strony dośrodkował Dino Stiglec, najwyżej wyskoczył wprowadzony kilka chwil wcześniej Erik Exposito i zrobiło się 2:1.
Korona nie tylko nie zdołała już doprowadzić do remisu, ale nawet poważniej zagrozić bramce Śląska i z Wrocławia wyjechała bez choćby punktu.
Śląsk Wrocław - Korona Kielce 2:1 (1:0).
Bramki: 1:0 Przemysław Płacheta (44), 1:1 Erik Pacinda (65), 2:1 Erik Exposito (84-głową).
Żółte kartki - Śląsk Wrocław: Jakub Łabojko; Korona Kielce: Grzegorz Szymusik, Ognjen Gnjatic, Erik Pacinda, Jakub Żubrowski.
Sędzia: Zbigniew Dobrynin (Łódź). Widzów: 6 149.
Śląsk Wrocław: Matus Putnocky - Lubambo Musonda, Israel Puerto, Mark Tamas, Dino Stiglec - Filip Markovic (87. Diego Zivulic), Jakub Łabojko, Krzysztof Mączyński (60. Robert Pich), Michał Chrapek, Przemysław Płacheta - Filip Raicevic (73. Erik Exposito).
Korona Kielce: Marek Kozioł - Mateusz Spychała, Ognjen Gnjatic, Ivan Marquez, Grzegorz Szymusik - Matej Pucko (46. Uros Duranovic), Milan Radin, Jakub Żubrowski, Petteri Forsell (82. Rodrigo Zalazar), Erik Pacinda (79. Michal Papadopulos) - Bojan Cecaric.