Zawodnicy Lechii ponieśli pierwszą w tym sezonie porażkę na własnym stadionie. Wcześniej odnieśli w Gdańsku sześć zwycięstw i zanotowali dwa remisy.

Chcemy być mocnym zespołem i pracujemy nad czymś, a tracimy głupie bramki. Po pierwszej straconej bramce myślałem, że kogoś zabiję. Naprawdę miałem ochotę kogoś zabić, bo to jest niemożliwe, z czego potrafimy stracić gola. Staram się zaczynać od siebie i na spokojnie muszę zrobić analizę, bo tej sytuacji jeszcze nie widziałem, ale po pierwszej bramce byłem bardzo zdenerwowany. To jest niemożliwe, że nie potrafimy wybić piłki z pola karnego – stwierdził Kuciak.

Reklama

Golkiper biało-zielonych uważa, że w wielu sytuacjach, zwłaszcza pod własną bramką, nie należy specjalnie kombinować tylko stosować proste środki.

My się chcemy bawić, a trzeba wybić piłkę w aut, czy nawet na rzut rożny. Mi to nie przeszkadza. Wtedy jest święty spokój, a my się chcemy bawić, wszystko chcemy zrobić za bardzo po piłkarsku. Uprośćmy grę, grajmy szybciej do przodu – dodał.

Gdańszczanie w pięciu ostatnich ligowych meczach pierwsi tracili bramkę. Dwa z tych spotkań zdołali jednak wygrać, a jedno zremisować.

Nie potrafimy od pierwszej minuty być zmobilizowani tak jak na Raków po przerwie. Wtedy przegrywaliśmy 0:1, a zwyciężyliśmy 3:1. Tamto spotkanie nie było z naszej strony jakieś super, ale w jego drugiej połowie to była taka Lechia, jaką byśmy chcieli oglądać. Jakbyśmy tak grali w każdym meczu, to bylibyśmy zapewne na pierwszym miejscu, ale my tak gramy czasami, a czasami inaczej – ocenił.

Tuż przed przerwą sobotniej konfrontacji Flavio Paixao doprowadził z rzutu karnego do remisu, jednak w 54. minucie goście ponownie wyszli na prowadzenie. Po podaniu Czecha Tomasa PrikrylaBartosz Bida znalazł się sam przed bramką gdańszczan i efektownym uderzeniem piętą skierował piłkę do siatki.

Reklama

Druga bramka dziwna, bo rywal strzela z drugiego metra. A tak też było w Szczecinie w meczu z Pogonią. Więcej negatywnych emocji miałem jednak po pierwszej bramce, bo wychodzimy z jakimiś założeniami i fajnie byłoby zagrać wreszcie na zero z tyłu. Byłem przekonany, że po przerwie zmiażdżymy Jagiellonię tak jak Raków, a druga połowa to była jednak kontynuacja tego co prezentowaliśmy w pierwszej. Tu "pikniemy", tu za wolno – podkreślił.

Lechia była faworytem w konfrontacji z „Jagą”, która przegrała dwa poprzednie ligowe mecze, w tym u siebie 1:2 z ostatnim w tabeli beniaminkiem Górnikiem Łęczna. 36-letni Słowak zauważył, że takie niespodziewane wyniki są jednak na porządku dziennym.

Trzeba sobie uświadomić, że jest to polska ekstraklasa, w której pierwszy przegrywa u ostatniego, przedostatni wygrywa u trzeciego i tak dalej. To jest piękno tej ligi. Jagiellonia zagrała bardzo mądrze. Przy remisie 1:1 chcieliśmy wygrać, ale zupełnie nie wyszło. Z drugiej strony jesteśmy na trzecim miejscu i chciałbym, żebyśmy co roku mieli takie wyniki. Do tego jednak, aby Lechia była na pierwszej pozycji to daleka droga – powiedział.

W piątek w ostatnim w tym roku ligowym spotkaniu lechiści zmierzą się w Płocku z Wisłą, którą na początku sierpnia pokonali u siebie 1:0.

Teraz jestem zdenerwowany, a nie chcę użyć innych słów, ale w piątek wychodzę na boisko, chcę się bić i wygrać. Dzisiaj chcieliśmy podziękować tym kibicom, którzy byli z nami. Chcieliśmy im się za to odwdzięczyć, a oni nas nie wygwizdali, bo widzieli, że się staramy, z ich strony było to bardzo fajne. Mi jednak ten mecz jakoś do końca się nie podobał. Każdy sam od siebie powinien coś zrobić, bo w Płocku ma to wyglądać zupełnie inaczej – podsumował.