W tym spotkaniu było praktycznie wszystko, dramaturgią można obdzielić kilka pojedynków. Widowisko przejdzie nie tylko do historii kaliskiego klubu, ale również zapisze się na długo w pamięci tych sześciu tysięcy kibiców, którzy zasiedli na trybunach. Dreszczowiec, który trwał ponad dwie godziny i 50 minut, miał mnóstwo zwrotów akcji. Jednym z bohaterów widowiska był obrońca KKS-u Mateusz Gawlik, który w dogrywce wykorzystał dwie jedenastki, a w serii rzutów karnych trafił tego decydującego, dającego awans do 1/16 finału.

Reklama

Zanim doszło do dogrywki i rzutów karnych, kibice w Kaliszu przecierali oczy ze zdumienia, bo ich zespół po 22 minutach prowadził już 3:0. Gospodarze każdą akcję zamieniali na bramkę, a w roli głównej wystąpił hiszpański napastnik Nestor Gordillo, który dwukrotnie pokonał Henricha Ravasa. Liczna grupa kibiców Widzewa właśnie wchodziła na stadion, gdy ich drużyna traciła kolejne gole i dopingowanie zaczęli od okrzyków "co wy robicie?".

Łodzianie dopiero po pół godzinie poważniej zabrali się do pracy i jeszcze przed przerwą zmniejszyli straty. Jordi Sanchez na początku drugiej połowy ponownie wpisał się na listę strzelców, ale wydawało się, że gospodarze obronią skromne prowadzenie. W końcówce meczu sędziowie przez ponad pięć minut analizowali zderzenie bramkarza kaliszan Macieja Krakowiaka z Sanchezem. Ostatecznie Łukasz Szczech pokazał "na wapno", a Marek Hanousek doprowadził do dogrywki.

W doliczonym czasie gry emocji też nie brakowało, drugoligowcy po skutecznie egzekwowanych rzutach karnych przez Gawlika, dwukrotnie obejmował prowadzenie, ale widzewiacy nie odpuszczali i w 122. minucie Łukasz Zjawiński efektowną główką wyrównał na 5:5. W serii "jedenastek" goście prowadzili 2:1, ale potem Zjawiński i Mateusz Żyro obijali poprzeczkę i sensacja stała się faktem.

Reklama

Trener Widzewa Janusz Niedźwiedź z jednej strony gratulował postawy swoim podopiecznym i chwalił za walkę, ale nie ukrywał, że jego zespół przespał pierwszą połowę.

"Graliśmy z pasją, ogromną determinacją i charakterem. Rzuty karne to jest zawsze loteria, która powoduje, że każdy może wygrać z każdym, decydują o tym drobne rzeczy. Ja sobie nie przypominam takiego wyniku, ale to nie zmienia faktu, że przespaliśmy pierwszą połowę, w której straciliśmy trzy bramki i to był jeden kluczowy moment. Drugi, jeszcze w regulaminowym czasie drugiej części, kiedy mieliśmy dużo sytuacji, żeby zamknąć mecz, ale wykazaliśmy się nieskutecznością, co przy takim wyniku może brzmieć dziwnie" - skomentował.

W zupełnie innym nastroju był opiekun wicelidera II ligi Bartosz Tarachulski, który dopiero w czerwcu objął zespół.

Reklama

"Ten mecz przejdzie do historii naszego klubu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz uczestniczyłem w meczu, który zakończył się takim wynikiem. Dziś jest święto w Kaliszu i myślę, że każdy, kto był na trybunach, wracał do domu szczęśliwy. Słowa uznania dla moich zawodników, bo pokazali dzisiaj dobrą piłkę, zdobywając pięć bramek z drużyną ekstraklasy. Mieliśmy taki plan, że nie chcieliśmy się bronić, tylko zagrać otwarty futbol, tak jak w lidze. Wyszliśmy na wysokie prowadzenie, wydawało się, że to spotkanie wygramy, ale Widzew pokazał, że to jest bardzo dobra drużyna, tyle razy doprowadzając do wyrównania. W konsekwencji była seria rzutów karnych, a my ćwiczyliśmy ten element na ostatnich treningach" - podsumował szkoleniowiec.

KKS w ubiegłym roku w 1/32 finału PP odprawił Pogoń Szczecin, w tym roku wyrzucił za burtę Widzew. W Kaliszu kibice już z niecierpliwością czekają na wyniki losowania kolejnej rundy. (PAP)

autor: Marcin Pawlicki