Jestem bardzo dumny z zespołu, bo to był nieprawdopodobny mecz. Walczyliśmy do końca i nie straciliśmy wiary. Nawet kiedy rywale zdobyli drugą bramkę nadal wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie odwrócić losy rywalizacji. W serii rzutów karnych dopisało nam również szczęście, ale ono jest potrzebne. Po tym spotkaniu czuję wielką dumę z tego jak zaprezentowała się drużyna, jaką stanowiła jedność przez cały mecz oraz z kibiców, którzy mocno nas wspierali – powiedział Runjaic.
Pod dyktando Legii
W ciągu pięciu dni te drużyny zmierzyły się po raz drugi - w piątkowym spotkaniu ekstraklasy legioniści triumfowali na własnym stadionie 2:1. We wtorkowej konfrontacji 1/8 finału Pucharu Polski dominowali goście, gra toczyła się głównie na połowie Lechii, ale to gdańszczanie dwa razy obejmowali prowadzenie.
W 41. minucie indywidualną akcją, zwieńczoną skutecznym strzałem zza pola karnego, popisał się Ilkay Durmus, a w trzeciej minucie dogrywki, po znakomitym prostopadłym podaniu Jarosława Kubickiego, Cezarego Misztę pokonał Łukasz Zwoliński.
W 52. minucie po analizie VAR arbiter Tomasz Musiał uznał, że Mario Maloca sfaulował Macieja Rosołka, a "jedenastkę" pewnie wykorzystał znajdujący się ostatnio w bardzo dobrej formie Josue. A do serii rzutów karnych doprowadził w 117. minucie wprowadzony jako ostatni na boisko obrońca Lindsay Rose, który wykorzystał błąd Dusana Kuciaka i przelobował golkipera rywali.
Josue znaczy lider
W ekipie gospodarzy "11" nie wykorzystali Maciej Gajos (obrona Miszty) i Kubicki (uderzył nad bramką), a w zespole przyjezdnych Blaz Kramer (trafił w poprzeczkę). Awans stołecznej drużyny do ćwierćfinału przypieczętował Josue, jednak w kolejnej fazie tych rozgrywek portugalski pomocnik, z powodu dwóch żółtych kartek, nie wystąpi.
Josue ponownie pokazał jakość i przywództwo, wziął na siebie odpowiedzialność, ale pozostali piłkarze też spisali się całkiem nieźle. Daliśmy z siebie wszystko, zostawiliśmy na boisku dużo energii. Dla mnie najważniejszy jest jednak zespół, a uważam, że w tym meczu byliśmy lepsi, chociaż Lechia okazała się groźna w kontratakach – ocenił Runjaic.
Szkoleniowiec gości zdradził, że jeszcze nie wie, jak poważna jest kontuzja Pawła Wszołka, której skrzydłowy nabawił się w pierwszej połowie. Dodał, że problemy zdrowotne ma też Kramer.
W tym roku czeka nas jeszcze tylko jeden mecz, we Wrocławiu ze Śląskiem, i mamy wystarczająco dużo piłkarzy. Prawdopodobnie wróci Artur Jędrzejczyk, na dobrej drodze jest Carlitos, będzie także mógł zagrać Yuri Ribeiro – przekazał.
Niedosyt Lechii
Niepocieszony był natomiast trener gospodarzy, który podkreślił, że porażka poniesiona w takich okolicznościach bardzo boli.
Może boleć tylko do rana, bo musimy myśleć o tym, co jeszcze w tym roku przed nami. Bardzo mocno pracowaliśmy, szczególnie w defensywie, aby Legia nie miała za wielu sytuacji. Rywale byli w posiadaniu piłki, my mocno cierpieliśmy, ale mieliśmy swoje szanse, zwłaszcza po kontrach i po jednej z nich zdobyliśmy bardzo ładną bramkę. Wydawało się, że może ona nam dać zwycięstwo, ale tak się nie stało. W zasadzie popełniliśmy jeden błąd, który kosztował nas utratę drugiego gola. A rzuty karne różnie mogą się potoczyć i rywale strzelali zdecydowanie lepiej. Wielka szkoda, bo w obu spotkaniach z Legią byliśmy blisko korzystnych rezultatów – podkreślił Marcin Kaczmarek.
W tym roku Lechia rozegra jeszcze dwa ligowe mecze. W niedzielę podejmie także broniącego się przed spadkiem Piasta Gliwice, a w piątek 18 grudnia, w zaległej konfrontacji z drugiej kolejki, Górnika Zabrze.
Zespół pokazał, że jest jednością, a to szalenie istotne w kontekście następnych spotkań, w których mamy wiele do ugrania. Teraz najważniejsze, aby się dobrze zregenerować, bo mecz z Legią kosztował nas sporo sił i zdrowia, mamy też kilka urazów – podsumował gdański szkoleniowiec.
Autor: Marcin Domański