W bezpośredniej konfrontacji łódzkich zespołów dla obu liczył się nie tylko prymat w mieście, ale przede wszystkim ligowe punkty. Obie zajmujące dolne rejony tabeli drużyny bardzo ich potrzebowały. Przed niedzielnym meczem w dużo gorszej sytuacji byli gospodarze, którzy od dawna zamykają stawkę ekstraklasowiczów i z każdym kolejnym potknięciem zespół trenera Piotra Stokowca przybliża się do 1. ligi. Sytuacja Widzewa też nie była najlepsza, bo choć miał od gospodarzy 12 punktów więcej, to po czterech kolejnych porażkach znaleźli się blisko strefy spadkowej.

Reklama

Z wysokiej stawki meczu mogła wynikać bardzo nerwowa i chaotyczna pierwsza połowa w wykonaniu obu ekip. Przez 45 minut żadnej z drużyn nie udało się stworzyć bramkowej okazji, przez co zarówno debiutujący w Widzewie 36-letni bramkarz Rafał Gikiewicz, jak i wracający między słupki ŁKS 17 lat młodszy Aleksander Bobek w zasadzie ani razu nie musieli interweniować. W obu zespołów trudno było wskazać też jasne punkty, do tego tempo meczu było wolne i niegodne derbowego starcia. Jego pierwsza część pokazała, że nieprzypadkowo obie łódzkie ekipy walczą o pozostanie w ekstraklasie i rozczarowała blisko 15 tysięcy kibiców na trybunach stadionu im. Władysława Króla.

Więcej zaczęło dziać się w drugiej połowie, w której od początku lepsze wrażenie sprawiali piłkarze Daniela Myśliwca. Najpierw w 50. minucie po strzale zza pola karnego Hiszpan Fran Alvarez trafił w słupek. Cztery minuty później pomocnik gości zacentrował piłkę w pole karne ŁKS, gdzie walkę o górną piłkę wygrał jego rodak Hiszpan Jordi Sanchez i precyzyjnym uderzeniem głową dał Widzewowi prowadzenie.

Reklama
Reklama

Strata gola nie obudziła gospodarzy, którzy nie ruszyli do obrabiania strat. Bliżej podwyższenia prowadzenia był Widzew, który próbował zaskoczyć Bobka strzałami z dalszej odległości. Bramkarz ŁKS obronił uderzenie Hiszpana Juana Ibizy w 65. minucie, a kolejna próba Alvareza przeleciała nad poprzeczką.

Właściwie jedyną odpowiedzią piłkarzy Stokowca było uderzenie głową po rzucie rożnym Holendra Kaya Tejana, z którym bez większych problemów poradził sobie Gikiewicz.

W ostatnim kwadransie znów bardziej dojrzałym zespołem był Widzew. Prowadzenie ekipy z al. Piłsudskiego próbowali podwyższyć Bartłomiej Pawłowski i Antoni Klimek, ale dobrze interweniował Bobek. W końcu, w drugiej minucie doliczonego czasu gry, bramkarza gospodarzy pokonał Portugalczyk Fabio Nunes, który ustalił wynik 70. derbów Łodzi.

ŁKS i Widzew rywalizują z sobą od 1948 r., ale wówczas rozegrano tylko jeden dwumecz. Tak naprawdę historia derbów Łodzi zaczęła się w 1975 r. i wiele rozegranych od tamtej pory spotkań obu łódzkich klubów zapisało się w dziejach polskiego futbolu. Widzew odniósł w niedzielę 30. zwycięstwo. ŁKS wygrał 13 razy. 27 derbowych konfrontacji zakończyło się remisem.

ŁKS Łódź - Widzew Łódź 0:2 (0:0)
Bramki: 0:1 Jordi Sanchez (54-głową), 0:2 Fabio Nunes (90+2)
Żółta kartka - ŁKS Łódź: Adrien Louveau. Widzew Łódź: Fran Alvarez, Andrejs Ciganiks, Kamil Cybulski
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Widzów: 14 893
ŁKS Łódź: Aleksander Bobek - Bartosz Szeliga, Rahil Mammadov, Marcin Flis, Riza Durmisi - Pirulo (60. Jędrzej Zając), Adrien Louveau (60. Thiago Ceijas), Michał Mokrzycki (76. Engjell Hoti), Dani Ramirez (76. Stipe Juric), Husein Balic (88. Kamil Dankowski) - Kay Tejan
Widzew Łódź: Rafał Gikiewicz - Paweł Zieliński, Mateusz Żyro, Juan Ibiza, Andrejs Ciganiks - Fabio Nunes (90+8. Kamil Cybulski), Marek Hanousek (39. Dominik Kun), Fran Alvarez, Bartłomiej Pawłowski (90+8. Noah Diliberto), Dawid Tkacz (86. Antoni Klimek) - Jordi Sanchez (86. Imad Rondic)