Fabiański obronił w sobotę cztery strzały rywali, natomiast gole dla gości zdobyli Robert Snodgrass (17.) i Michail Antonio (29.). West Ham ma 24 punkty i traci dwa do zajmującego szóste miejsce Manchesteru United. Sklasyfikowane wyżej zespoły są na razie poza zasięgiem londyńczyków.
Również w sobotę, po ubiegłotygodniowej porażce z Chelsea Londyn 0:2, broniący tytułu piłkarze Manchesteru City pokonali u siebie Everton 3:1. Dzięki temu wrócili na prowadzenie w tabeli, choć w niedzielę mogą je ponownie stracić rzecz Liverpoolu. "The Reds" zagrają o 17 u siebie z Manchesterem United.
"Takie mecze zawsze dobrze się ogląda" - ocenił trener Manchesteru City Hiszpan Josep Guardiola i zapowiedział, że na pewno włączy wtedy telewizor.
Dobrą wiadomością dla "The Citizens" był też powrót Kevina De Bruyne po sześciotygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją kolana. Belg pojawił się na boisku na ostatni kwadrans.
Ubiegłotygodniowa porażka z Chelsea była pierwszą Manchesteru City w tym sezonie Premier League.
"Moi piłkarze odpowiedzieli w cudowny sposób. Everton dysponuje klasowymi zawodnikami, a sobotni mecz był podstępny i niebezpieczny" - powiedział Guardiola.
Dwie bramki w tym spotkaniu strzelił Gabriel Jesus, a asystował przy nich Leroy Sane. W 22. minucie 22-letni reprezentant Niemiec popisał się prostopadłym podaniem, a rok młodszy Brazylijczyk płaskim strzałem pokonał bramkarza gości. Pięć minut po przerwie Sane dośrodkował na głowę Jesusa, a ten precyzyjnym uderzeniem po raz drugi w tym spotkaniu trafił do siatki.
"Pokazał waleczność i charakter. To dla niego dobry zastrzyk pewności siebie. Jest młodym piłkarzem, który ma jeszcze sporo do poprawienia" - powiedział o Jesusie trener "The Citizens".
Kwadrans później bramkę kontaktową - także głową - zdobył Dominic Calvert-Lewin. Jednak niespełna cztery minuty później celnie główkował Raheem Sterling, skutecznie kończąc kontratak Manchesteru City.
Lider ma 44 punkty, a Liverpool - 42. Czołową dwójkę goni Tottenham Hotspur - 39. "Koguty" dosyć szczęśliwie pokonały Burnley 1:0 po bramce Duńczyka Christiana Eriksena w doliczonym czasie drugiej połowy.