"The Citizens" ostatnio nie dawali szans nikomu ani w lidze, ani w pucharach - wliczając wszystkie rozgrywki zwyciężyli w 21 kolejnych spotkaniach. W niedzielnych derbach Manchesteru stracili jednak bramkę już w drugiej minucie, kiedy rzut karny wykorzystał najlepszy strzelec United - Bruno Fernandes.
Portugalczyk ma już 16 goli w tym sezonie Premier League, a lepszy pod tym względem jest tylko Egipcjanin Mohamed Salah z Liverpoolu - 17 trafień.
Próby doprowadzenia do wyrównania spełzały na niczym, a brak skuteczności gospodarzy zemścił się na nich w 50. minucie, kiedy precyzyjnym strzałem brazylijskiego bramkarza Edersona pokonał Luke Shaw.
"The Citizens" mają 65 punktów, natomiast piłkarze United powiększyli dorobek do 54. Na trzecim miejscu jest Leicester City - 53 pkt. "Lisy" wygrały w sobotę na wyjeździe z Brighton & Hove Albion 2:1 (na ławce rezerwowych gospodarzy był Jakub Moder, zabrakło Michała Karbownika).
Czołowa trójka ma za sobą po 28 spotkań, ponieważ w środku obecnego tygodnia rozegrano awansem niektóre mecze 29. kolejki.
We wcześniejszym niedzielnym spotkaniu broniący tytułu Liverpool poniósł szóstą z rzędu porażkę na swoim stadionie - Anfield. Tym razem lepszy okazał się walczący o utrzymanie w elicie Fulham Londyn, który wygrał 1:0 po golu Gabończyka Mario Leminy pod koniec pierwszej połowy.
Tak głębokiego kryzysu "The Reds" nie przechodzili jeszcze w czasach niemieckiego trenera Juergena Kloppa, tj. od 2015 roku. W ostatnich ośmiu meczach odnieśli zaledwie dwa zwycięstwa, oba na wyjeździe: nad ostatnim w tabeli Premier League Sheffield United oraz nad RB Lipsk w Lidze Mistrzów (oba po 2:0).
"Uwierzcie mi, moi piłkarze mają wolę walki, ale coś po prostu nie działa. Nie strzelamy goli i zawsze tracimy co najmniej jednego - co w tej chwili wystarcza, żeby nas pokonać. Wciąż popełniamy dużo błędów - w tym jest problem, a nie w tym, czy chłopakom się chce... Gole traciliśmy nawet w naszych najlepszych chwilach. Musimy tylko odzyskać nasze wcześniejsze nastawienie i tak bardzo się tym nie przejmował" - ocenił Klopp na konferencji prasowej.
Na Anfield jego podopieczni byli niepokonani od 27 kwietnia 2017 roku do 21 stycznia br., kiedy ulegli Burnley 0:1. Ta porażka zapoczątkowała jednak fatalną serię. Liverpool nie wywalczył na tym stadionie ani jednego ligowego punktu także w kolejnych starciach z Brighton & Hove Albion, Manchesterem City, Evertonem (pierwsza porażka z lokalnym rywalem od 1999 roku na tym obiekcie), Chelsea Londyn i teraz z Fulham. W tych sześciu spotkaniach "The Reds" zdobyli zaledwie jedną bramkę.
Liverpool jest na siódmym miejscu z 43 punktami po 28 spotkaniach. Aby awansować do Champions League musi znaleźć się w czołowej czwórce (lub triumfować w trwającej edycji). Czwartą lokatę zajmuje obecnie Chelsea Londyn - 47 pkt po 27 meczach.
"W tej chwili to nie jest moje zmartwienie. Rozumiem, że dziennikarze muszą o to pytać, ale ja o tym nie myślę. Przede wszystkim musimy zacząć wygrywać mecze - wygrać jeden mecz. To nam pomoże, a co będzie z resztą - zobaczymy" - stwierdził niemiecki szkoleniowiec.
Piłkarze Fulham wciąż są w strefie spadkowej z 26 punktami po 28 spotkaniach, ale coraz bliżej bezpiecznej strefy - tuż przed nimi sklasyfikowane są ekipy Brighton - również 26 pkt i Newcastle United - 27. Oba te zespoły rozegrały po 27 meczów.
W sobotę zwycięstwo odniosła m.in. ekipa Southampton, w składzie z Janem Bednarkiem. "Święci" wygrali na wyjeździe z Sheffield United 2:0.
W poniedziałek grają trzy zespoły, które wciąż mają dużą szansę na zakwalifikowanie się do europejskich pucharów. O godz. 19 czwarta Chelsea - 47 pkt podejmie piąty Everton - 46, natomiast o 21 szósty West Ham United - 45 pkt (bramkarzem "Młotów" jest Łukasz Fabiański, który ostatnio nie grał z powodu kontuzji) podejmie Leeds United Mateusza Klicha - 11. miejsce, 35 pkt.