To był szczególny finał, bowiem po raz pierwszy od 2011 roku zabrakło Bayernu Monachium bądź Borussii Dortmund, które od lat dominują na krajowej arenie.

Piłkarze Freiburga po raz pierwszy w historii dotarli do finału. Natomiast RB Lipsk, do którego przylgnął w ostatnich latach przydomek "wiecznie drugi", dwukrotnie wcześniej awansował do finału DFB Pokal. W 2019 roku przegrał z Bayernem Monachium 0:3, a przed rokiem uległ Borussii Dortmund 1:4. Klub też dwukrotnie był wicemistrzem Niemiec.

Tym razem fani drużyny spod znaku czerwonego byka wreszcie mieli powody do radości, choć przez długi czas niewiele na to wskazywało.

Reklama

W 19. minucie gola dla Freiburga strzelił Maximilian Eggestein, a od 57. minuty RB Lipsk musiał grać w dziesiątkę po czerwonej kartce dla obrońcy Marcela Halstenberga. W 76. minucie wyrównał jednak niezawodny Christopher Nkunku, będący na liście życzeń słynnych klubów. Francuz niedawno został wybrany na najlepszego piłkarza sezonu niemieckiej ekstraklasy w ankiecie przeprowadzonej przez oficjalny portal rozgrywek wśród kapitanów 18 ekip, ekspertów i kibiców.

Wynik 1:1 utrzymał się do końca regulaminowego czasu, dogrywka również nie przyniosła zmiany rezultatu. Co ciekawe, oba spotkania ligowe tych drużyn w minionym sezonie Bundesligi również zakończyły się remisem 1:1.

Reklama

O wszystkim musiały więc zdecydować w finale rzuty karne. W ekipie z Lipska nikt z czterech piłkarzy - m.in. Nkunku - nie pomylił się (piąty już nie musiał strzelać). Natomiast w drużynie z Freiburga pechowcami okazali się Christian Guenter i Ermedin Demirovic.

Fani wrócili na stadion

To był pierwszy od 2019 roku finał Pucharu Niemiec z udziałem fanów. Dwie poprzednie edycje rozegrano przy pustych trybunach z powodu pandemii. Sobotni mecz na berlińskim Stadionie Olimpijskim obejrzało ponad 74 tysiące widzów.