Rok temu na mistrzostwa Europy do Turcji Polacy jechali po serii świetnych wyników w sparingach. W tym sezonie trener Daniel Castellani zdecydował się na inny wariant przygotowań i postawił na bardzo mocnych rywali, m.in. Bułgarię, Kubę i Brazylię. Rezultaty nie były najlepsze, ale biało-czerwoni są zgodni, że lepszej drogi do sukcesu we Włoszech nie mogli obrać.

Reklama

"Jeżeli chcemy walczyć o czołowe miejsca, to musimy rywalizować z najlepszymi. Co z tego, że mielibyśmy satysfakcję z kilku wygranych np. z Białorusią, jeśli nie mielibyśmy obrazu tego, na jakim etapie przygotowań jesteśmy" - powiedział jeden z najbardziej doświadczonych kadrowiczów Piotr Gruszka.

Decyzji sztabu szkoleniowego broni także Marcin Możdżonek. "Te mecze były bardzo potrzebne. Jeżeli się uczyć, to od teoretycznie najlepszych. Po tych sparingach jesteśmy pełni optymizmu, bo wiemy, że można z nimi wygrać. Graliśmy może nie najlepiej, a przegrywaliśmy w końcówkach. Byliśmy cały czas na styku. Z drugiej strony my w Kurytybie już wiedzieliśmy, jaki będzie skład na mistrzostwa świata, a u Brazylijczyków walka o miejsca w kadrze wciąż trwała" - zaznaczył.

Polacy na przełomie sierpnia i września polecieli do Brazylii, by rozegrać trzy spotkania z mistrzami świata. Wszystkie przegrali, ale Gruszka uważa, że każdy kolejny mecz był w ich wykonaniu lepszy.

"Zwłaszcza ten ostatni, przegrany dopiero w tie-breaku, stanowił zastrzyk optymizmu. Pokazaliśmy, że nie jest z nami tak źle, jak mogłoby się wydawać. Co prawda wygrana zawsze daje większego kopa, ale z drugiej strony pojawiłyby się komentarze, że mamy już super drużynę" - podkreślił.



Grę kolegów chwalił również Bartosz Kurek, który dwa spotkania w Brazylii z powodu kontuzji pleców oglądał z trybun.

Reklama

"Z pozycji kibica wyglądało to bardzo dobrze. Suchy wynik 0:3 z pierwszych dwóch sparingów nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Czasami dobrze usiąść z boku, bo przekonałem się, że grając ociężale, mało dynamicznie, będąc w ciężkim treningu byliśmy w stanie powalczyć z Canarinhos" - powiedział.

Zdaniem Krzysztofa Ignaczaka, obecna Brazylia nie jest tak silna jak przed laty.

"Poziom sportowy wszystkich drużyn się podniósł i różnica wyraźnie się zmniejszyła. W wielu momentach nie odstawaliśmy od nich. O wynikach zdecydowały niuanse, dwa punkty, o które w końcówce rywale okazywali się lepsi. Zrobiliśmy parę kroków do przodu i w konfrontacji z nimi nie jesteśmy już skazani na porażkę" - uważa reprezentacyjny libero.

Również Michał Bąkiewicz zauważył, że dystans do Canarinhos znacznie się zmniejszył. "Brazylijczycy to klasa sama w sobie, ale z Ricardo na rozegraniu mieli zdecydowanie większy repertuar zagrań. Bez niego stali się bardziej schematyczni" - ocenił.



Opinię Bąkiewicza podziela kapitan polskiej reprezentacji Paweł Zagumny. "Na pewno w zespole wicemistrzów olimpijskich dużo się zmieniło. Grają mniej efektownie, ale tak samo efektywnie. Są może słabsi na rozegraniu, ale w innych elementach poszli do przodu. Nadal są krok przed nami, wygrywają co roku Ligę Światową, z każdej prawie imprezy przywożą złote medale. Nie można powiedzieć, że ich dogoniliśmy. Te mecze jednak pokazały, że jesteśmy bardzo blisko i nie ma już takiej przepaści, jak kiedyś. Raz na jakiś czas jesteśmy w stanie z nimi wygrać" - podkreślił.

Gruszka przestrzegł równocześnie, że "w mistrzostwach świata trzeba pokonać też sporo innych zespołów i nie ma sensu skupiać swojej uwagi na Brazylijczykach".

Siatkarski mundial rozpocznie się w sobotę, a Polska na inaugurację zmierzy się z Kanadą. W grupie F jej rywalami będą także Niemcy i Serbia.