Oba zespoły wcześniej rozgrywały mecze w słoweńskiej Lublanie. „Canarinhos” – wicemistrzowie świata - zanotowali trzy grupowe zwycięstwa, Irańczycy – z dwoma wygranymi zajęli drugie miejsce za Holandią, a przed Argentyną.
Mimo że pierwszego seta Brazylijczycy wygrali pewnie, prowadząc cały czas, kibice obejrzeli kilka widowiskowych obron po obu stronach siatki. Przy uderzeniach piłki w boisko bądź w ręce rywali, słychać było, iż nie ma żadnych kalkulacji, tylko wszyscy atakują z całych sił.
Kiedy drugą część zespół z Ameryki Południowej otworzył wynikiem 6:3, jego sympatycy na widowni mogli liczyć, że będzie „łatwo i przyjemnie”. Nie było, bo rywale postawili trudne warunki i nawet na chwilę to oni wyszli na prowadzenie 9:8. Potem było jeszcze 20:16 dla Brazylii, ale ekipa trenera Renana Dal Zotto w końcówce kilka razy się pogubiła i jej przewaga stopniała do jednego punktu (22:21, 23:22). Irańczycy nie zdołali tym razem doprowadzić do remisu.
Początek trzeciego seta wywołał wyraz troski na twarzy trenera Dal Zotto, bowiem to jego drużyna przegrywała. Irańczycy popełniali jednak błędy, co pozwoliło przeciwnikom zdobyć znacząca przewagę (14:10). Emocje były do końca, bowiem po zagrywce Sabera Kazemi zespół irański prowadził 23:22. Więcej punktów nie udało się mu zdobyć. Mecz zakończył asem kapitan „Canarinhos” Bruno Rezende, choć potrzebna była wideoweryfikacja.
Autor: Piotr Girczys