Spotkanie półfinałowe miało dramatyczny przebieg - pierwszego seta w samej końcówce dzięki wideoweryfikacji wygrali Brazylijczycy, jednak po trzech partiach biało-czerwoni prowadzili 2:1. Ekipa z Ameryki Południowej nie poddała się i doprowadziła do tie-breaka. Końcówkę meczu lepiej rozegrali Polacy.

Reklama

W pewnych momentach głowa się za bardzo +przegrzewała+, ale co tam się przejmować, jesteśmy w finale - nie ukrywał radości po spotkaniu Semeniuk.

Spodziewaliśmy się takiego spotkania, bo to był jednak półfinał mistrzostw świata, więc myślę, że żadna drużyna, mimo przegranego jednego seta czy straty kilku punktów, nie poddaje się i walczy do końca. Trzeba było być czujnym. Brazylijczycy byli jak bokser, który mimo mocnych ciosów cały czas się podnosił i potrafił oddać. Byliśmy cały czas czujni i walczyliśmy do samego końca. Najważniejsze, że wygraliśmy - dodał.

Czy to było najintensywniejsze spotkanie w jego dotychczasowej karierze?

Nie, grałem bardziej intensywny mecz w Kędzierzynie-Koźlu z Zenitem Kazań w Lidze Mistrzów. Wtedy graliśmy tie-breaka i jeszcze złoty set, było kosmicznie. Tutaj jednak byli kibice w hali, a wtedy na trybunach była pustka - przyznał przyjmujący.

Semeniuk debiutuje w mistrzostwach świata, podobnie jak pięciu innych zawodników. Po sobotnim meczu mogą być już pewni tego, że w pierwszym takim turnieju w karierze zdobędą medal.

Fantastyczna sprawa. Plan już jest zrealizowany, wszyscy chcieliśmy zdobyć jakikolwiek medal. Mamy co najmniej srebro, ale wszyscy patrzymy tylko na jeden kolor. Myślę, że w finale zrobimy wszystko, zostawimy całe swoje serce, całe swoje zdrowie na boisku, aby złoty krążek zawisł na naszych szyjach - zapowiedział siatkarz.

W finale biało-czerwoni zmierzą się ze zwycięzcą trwającego meczu Włochów ze Słoweńcami. Początek w niedzielę o godzinie 21 w katowickim Spodku.